Spis treści
- Marley – kobieta w procesie
- Od sztuki do architektury i z powrotem – droga pełna poszukiwań
- Dwa światy tworzenia – funkcja i emocja
- Natura – źródło ciszy i barw
- Sztuka użytkowa – pomiędzy rzemiosłem a emocją
- Wolność, autentyczność, uśmiech – sens jej sztuki
- Sztuka Marley - zdjęcia
Marley – kobieta w procesie
- Nazywam się Marlena Kwaśny, ale większość ludzi mówi do mnie Marley i właśnie to imię najbardziej czuję jako swoje.
Marley (ig:marley_art_), jak przyznaje sama artystka, najlepiej oddaje jej osobowość – swobodniejszą, bardziej autentyczną, bliższą naturze i sztuce. To nie pseudonim artystyczny, a raczej naturalna forma, w której czuje się sobą.
Trudno w kilku słowach opisać, kim jest bohaterka naszego artykułu, bo sama unika prostych definicji. Jest artystką, architektką, kobietą wrażliwą na piękno natury i codzienności.
- Jestem człowiekiem w procesie i daję sobie do tego prawo – dodaje z uśmiechem.
Raz tworzy obrazy z zatopionymi kwiatami i żywicą, innym razem projektuje wnętrza pełne światła i spokoju. Ale bywa też córką, przyjaciółką, żoną, kobietą, która po prostu gotuje obiad albo szuka ciszy w lesie. Każda z tych ról jest dla niej ważna.
Od sztuki do architektury i z powrotem – droga pełna poszukiwań
Z zawodu architektka, ale to jednak sztuka była z nią od zawsze, zanim jeszcze pomyślała o tym, kim chce zostać w przyszłości.
Powiedziałabym, że najpierw byłam artystką, a dopiero potem architektką. Bo sztuka była ze mną od zawsze, od najmłodszych lat. Już jako dziecko bez przerwy rysowałam, malowałam, tworzyłam dekoracje do domu, ozdabiałam wnętrza, bawiłam się kolorami i przestrzenią. To było dla mnie zupełnie naturalne. Tak jakby tworzenie było moim pierwszym językiem.
Architektura pojawiła się później, jako logiczne połączenie jej artystycznej wrażliwości i umiejętności analitycznych. Studia architektoniczne, które odbywała w Polsce, Portugalii, Hiszpanii i na Sardynii, były pięknym i rozwijającym etapem życia – pełnym światła, przyrody i inspiracji.

i
- Na tamtym etapie czułam ogromną swobodę. Moje życie było blisko natury, a świat był pełen bodźców, emocji, przestrzeni. W tym wszystkim coraz bardziej odrzucałam wizję siebie siedzącej przed komputerem w biurze. Chciałam być w ruchu, wśród ludzi, w przyrodzie, w procesie – nie zamknięta przy monitorze. Wtedy jeszcze praca zdalna nie była tak powszechna jak dziś. Dzisiaj możliwe, że mogłabym projektować jako architektka z kampera nad oceanem czy z domku na Bali. Wtedy to było dla mnie zupełnie nieuchwytne. Porzuciłam więc tę wizję biurka i ekranów i poszłam w stronę tego, co dawało mi radość przez całe życie – sztuki. Ale nie odrzuciłam architektury całkowicie. Ta część mnie, która przez ponad pięć lat studiowała architekturę, została we mnie na zawsze. I bardzo mi pomogła, kiedy wróciłam do sztuki na nowo. Bo jako dziecko tworzyłam sztukę bardzo intuicyjnie, a po architekturze zaczęłam tworzyć inaczej – bardziej świadomie, z większą znajomością formy, proporcji, materiału.
Architektura wnętrz stała się dla niej przestrzenią kompromisu, gdzie funkcjonalność spotyka się z intuicją, a struktura z wolnością. Dzięki temu tworzy rzeczy nie tylko piękne, ale też przemyślane i dopasowane do ludzi oraz ich przestrzeni.
Dzięki architekturze potrafię dziś zrobić wizualizację obrazu w przestrzeni klienta, dobrać odpowiedni format, kolor, układ. Gdy ktoś zamawia u mnie stolik czy zegar, wysyła zdjęcie wnętrza i pyta, co będzie pasować – potrafię poczuć proporcje, zobaczyć całość, dobrać rodzaj drewna, format, kolor. Tego nauczyła mnie architektura. A może raczej: ona uściśliła coś, co i tak zawsze we mnie było. Dziś łączę oba te światy. Wróciłam do architektury jako architektka wnętrz – projektuję, doradzam, tworzę wizualizacje. A jednocześnie rozwijam swoją artystyczną stronę. I właśnie te dwie dziedziny wciąż się u mnie przeplatają. Dzięki temu mam poczucie wolności – bo mogę być i w strukturze i poza nią.
Dwa światy tworzenia – funkcja i emocja
Zarówno projektowanie wnętrz, jak i malowanie obrazów jest formą twórczości.
- Obie te formy twórczości mają coś wspólnego – w obu chodzi o człowieka. Bo i wnętrze, i obraz tworzę po to, by ktoś czuł się w jego otoczeniu dobrze. I jedno i drugie ma wpływać na emocje, otulać, być częścią codzienności. Ale podczas tworzenia dzieje się coś więcej – to trochę dwa inne światy.
Wnętrze to przestrzeń użytkowa – zamknięta w ramach ścian, budżetów i funkcjonalnych potrzeb. Tutaj liczy się ergonomia, styl życia mieszkańców, analiza przestrzeni i precyzyjne planowanie. To proces wymagający skupienia, porządkowania informacji, pracy z programami i katalogami.
Obraz natomiast to wolność – czyste płótno, gdzie główną rolę grają emocje i intuicja. Tam nie ma ograniczeń poza tymi, które sama sobie wyznaczy. Malowanie to dla artystki także fizyczny proces – w którym uczestniczy ciało, ale także zmysły: dotyk materiału, zapach farby. To przestrzeń intymna, w której nie musi tłumaczyć się z efektu końcowego.
Wnętrza projektuje dla komfortu i funkcjonalności ludzi, obrazy tworzy, by przekazać emocje – czasem tylko swoje, czasem wspólne z odbiorcą. Te dwa światy, choć tak różne w procesie, spotykają się w jednym miejscu: w potrzebie tworzenia czegoś, co poruszy człowieka.
Natura – źródło ciszy i barw
Dla Marley natura jest nie tylko inspiracją wizualną, ale przede wszystkim doświadczeniem zmysłowym i emocjonalnym, które rozpoczyna się długo przed wejściem do pracowni. To właśnie w kontakcie z przyrodą rodzą się pierwsze impulsy twórcze, które później przekłada na formy, kolory i struktury. Jej sztuka nie powstaje w oderwaniu od życia, ale wyrasta z codziennych spotkań ze światłem, zapachem, dotykiem i dźwiękiem otaczającego świata.

i
- Proces twórczy zaczyna się dużo wcześniej wtedy, gdy przychodzi pierwsze uczucie, impuls, gdy zanurzam się w naturze, chwili, emocji. Bo natura to nie tylko widok, to doświadczenie wszystkimi zmysłami - zaznacza artystka.
Spacerując po lesie czy nad wodą, Marley wsłuchuje się w otoczenie i pozwala sobie na zatrzymanie, które później wraca do niej w procesie twórczym. Wybór kolorów czy materiałów nie wynika z obowiązujących trendów, ale z osobistych przeżyć.
- To wszystko czasami wpływa na mnie tak, że momentalnie pojawia mi się wizja nowego dzieła, a czasami te chwile zostają we mnie – w formie emocji, energii, wspomnieniach na naprawdę długo. I wówczas zaczynając tworzyć dopiero wtedy widzę, jak ta emocja przetwarza się w coś fizycznego. Czasem jest tak, że pamiętam moment, ale nie pamiętam wizji, które zrodziły mi się w głowie, wtedy wracam do nich przez zdjęcia, bo kocham patrzyć na świat przez obiektyw. Choć nie jestem typem osoby, która godzinami przegląda albumy to zaglądam do folderów ze zdjęciami kiedy potrzebuję przypomnieć sobie daną chwilę. Zdjęcia są wtedy dla mnie punktem odniesienia. Pomagają mi odtworzyć to, co czułam w danym miejscu.
Poprzez swoje prace Marley pragnie zaprosić ludzi do chwili ciszy i refleksji. Jej celem nie jest stworzenie dekoracji, ale przestrzeni do zatrzymania się i oddechu.
Chciałabym przemycić to, czego tak bardzo brakuje nam w codzienności – spokój, zatrzymanie, uważność. Tworząc, myślę o tym, by moje prace coś w człowieku poruszyły, ale nie w taki dosłowny sposób. Bardziej, jak szept niż krzyk. Chciałabym, żeby stając przed obrazem, patrząc na lustro czy zegar, można było na chwilę się zatrzymać. Pomyśleć. Albo nie myśleć wcale – tylko poczuć. Pragnę, żeby moja sztuka była jak okno – takie, przez które można zajrzeć w głąb siebie. Albo na zewnątrz – do świata, który istnieje poza miastem, poza ekranem, poza pośpiechem
- wyjaśnia artystka i dodaje:
- Moja sztuka to czasem po prostu estetyka – coś, co cieszy oko. I to jest okej. Ale jeśli ktoś spojrzy głębiej i poczuje inspirację, wdzięczność, chęć wyjścia do natury albo refleksję nad własnym życiem – to dla mnie najpiękniejszy efekt uboczny. Na przykład zegary. Zerkamy na nie w celu sprawdzenia godziny, patrząc na przesuwające się wskazówki, widzimy dosłownie upływający czas. A ja tworząc zegar z morskimi falami chcę, żeby pozwalał na chwilę się zatrzymać i zapytać siebie: gdzie ja jestem w tym czasie? Jak się teraz czuję? A może czas wyjść na spacer, do natury, zamiast sięgać po telefon. Aby przestać patrzeć na czas tylko w kategoriach pośpiechu, obowiązków, godzin i minut – a bardziej poczuć jego jakość. Obecność.
Jej prace to także wyraz innej intencji – Marley zależy na tym, aby ludzie zaczęli dostrzegać wartość rękodzieła i pracy ludzkich rąk.
Sztuka użytkowa – pomiędzy rzemiosłem a emocją
Tworzenie przedmiotów codziennego użytku, takich jak stoliki, zegary, deski czy zakładki, to dla Marley nie tylko artystyczne wyzwanie, ale też precyzyjny, techniczny proces. Najczęściej pracuje z drewnem i żywicą, które wymagają odpowiedniego przygotowania i warunków pracy. Każdy przedmiot powstaje etapami – od obróbki drewna, przez mieszanie i wylewanie żywicy, aż po wielogodzinne utwardzanie, szlifowanie i wykańczanie powierzchni.
W pracowni, w maskach i rękawicach, Marley łączy kolory, struktury i faktury, tworząc kompozycje, które są unikalne i nieprzewidywalne – bo żywica, jak sama mówi, potrafi zaskakiwać, a praca z nią to ciągła nauka cierpliwości i pokory wobec procesu.
Wszystko to odbywa się w dwóch pracowniach – jednej przeznaczonej do pracy z żywicą, drugiej do szlifowania i wykańczania drewna. Marley przywiązuje ogromną wagę do jakości używanych materiałów: wybiera najlepsze żywice, które są odporne na zarysowania i wysokie temperatury oraz naturalne oleje, które zabezpieczają drewno, nie tworząc przy tym sztucznej powłoki.
Jednak mimo technicznej strony, która bywa wymagająca i pochłaniająca, sercem jej twórczości pozostają oparte na emocjach obrazy. I to właśnie one dają jej największą wolność twórczą – bez konieczności myślenia o funkcjonalności czy trwałości.
- Obrazy dają mi przestrzeń. Format. Wolność. Możliwość tworzenia czegoś dużego, ekspresyjnego, emocjonalnego.
Choć sztuka użytkowa pozostaje ważną częścią jej działalności i nadal cieszy się dużym zainteresowaniem klientów, Marley coraz bardziej czuje, że to obrazy pozwalają jej tworzyć głębiej, bardziej intuicyjnie, bez konieczności odpowiadania na pytania o wytrzymałość czy sposób pielęgnacji. Dlatego jej przyszłość to przede wszystkim malarstwo, choć przedmioty codziennego użytku wciąż będą się pojawiać – ale już w mniejszej skali.
Wolność, autentyczność, uśmiech – sens jej sztuki
Każde dzieło, które powstaje spod jej rąk, jest niepowtarzalne. Marley nie tworzy kopii – ani w sztuce użytkowej, ani w obrazach. Natura, z której czerpie inspirację i materiały, nie powtarza swoich form – tak samo jak nie powtarzają się chwile, emocje czy ludzie, dla których tworzy. Nawet jeśli ktoś prosi o powtórzenie wcześniejszego motywu, powstaje zupełnie nowa wersja.
W żywicy nie da się kontrolować wszystkiego – trzeba jej zaufać, pozwolić się prowadzić. Podobnie w tworzeniu – Marley zostawia przestrzeń na to, co nieprzewidywalne, autentyczne, prawdziwe.
A czego pragnie najbardziej jako artystka? Przede wszystkim wolności.
- Wolność tworzenia tego, co naprawdę czuję. Wolność życia w zgodzie ze sobą. I czas – na bycie z bliskimi, na podróże, na obcowanie z naturą, na rozwój i spokój. Bo dla mnie pieniądze nie są celem samym w sobie – są środkiem do tego, żeby mieć coś najcenniejszego: czas - zanzacza artystka i podsumowuje:
- Poprzez swoje prace chce przekazać coś bardzo prostego, choć często pomijanego: zatrzymaj się, oddychaj, dostrzeż piękno w codzienności.Ale chce też jasno powiedzieć – moja sztuka nie musi prowadzić do wielkich refleksji. Wystarczy, że cieszy. Bo wierzę, że od takiej małej emocji wszystko się zaczyna –lepszy dzień, lepsza energia, która idzie dalej. Dla mnie to właśnie jest sens – że to, co w nas, tworzy to, co na zewnątrz.Więc jeśli moja sztuka po prostu wywoła uśmiech - to znaczy, że spełniła swoje zadanie.
Sztuka Marley - zdjęcia
Przeczytaj także: Porzuciła gwarną Warszawę, by malować pośród natury. Aleksandra tworzy obrazy, które szepczą