Dorota z mężem kupili mieszkanie nad morzem, nawet go nie oglądając. Efekt zachwyca
Decyzję o zakupie tego domu Dorota z mężem podjęli… zanim obejrzeli go w środku. Oczarował ich klimat ulicy i widok elewacji budynku wśród zieleni. Wizyta we wnętrzu była właściwie formalnością. Wiedzieli, że bez względu na to, co w nim zastaną, poradzą sobie z aranżacją.

Bliźniak, który w połowie należy do Doroty i jej męża, zbudowano w latach 60. przy urokliwej ulicy w starej Oliwie. Przed wojną znajdował się w tym miejscu dom zdrojowy, ale doszczętnie spłonął w dniach wyzwolenia. Potem większość gruzu po nim wywieziono, pozostałości wykorzystano zaś do wzmocnienia fundamentów i ścian obecnego budynku.
Historia przypomniała o sobie w czasie, gdy dzisiejsi właściciele modernizowali wnętrza. Po wyburzeniu murów co i rusz zaskakiwały ich pośród cegieł pojedyncze sztućce z epoki reperujących tu zdrowie kuracjuszy. Choć remont był generalny, trwał jedynie od września do grudnia. – Podejmowaliśmy z mężem szybkie decyzje. Ja w ciąży, chciałam urodzić już w gotowym domu – wspomina architektka.
Tymczasem instalacje elektryczna i wodno-kanalizacyjna wymagały wymiany, na dodatek ściany nigdzie nie trzymały kątów prostych. Robienie więc zabudów, układanie posadzek i listew wiązało się z nadprogramową pracą. – Kilka rzeczy trzeba jeszcze dokończyć, ale stopniowo zbliżamy się do celu. Najważniejsze jednak, że całą piątką, razem z kotem, czujemy się w naszym domu bardzo szczęśliwi – mówi Dorota.
DOROTA
Z wykształcenia architektka (po Politechnice Gdańskiej), z zawodu architektka wnętrz. Mówi, że wszystko w jej życiu zmierzało ku temu, by zajęła się projektowaniem mieszkań, a nie budynków. Założyła Alternatywne.Studio. Gdy nie poświęca się pracy, spędza czas z trzema pełnymi niespożytej energii synkami oraz z mężem. Od lat wiernie im towarzyszy kot Kłaczek.

GORĄCE SERCE DOMU
W trzonie usytuowanym w centrum parteru – w salonie od strony sofy – zainstalowano wkład kominkowy. W mroźne dni można się cieszyć romantycznym spektaklem, jaki daje ogień.

CENNE TROFEA
– Uwielbiam starocie, często wykorzystuję je w swoich projektach – przyznaje gospodyni. Zestawia je z nowoczesnymi meblami. Regularnie odwiedza targi i galerie. Z jedną z nich już się zaprzyjaźniła i jako stała klientka dostaje powiadomienia: – Wpadaj, mamy nową dostawę.

OTWARCIE
– Nie przepadam za wiszącymi szafkami w kuchni. Dlatego oprócz niskiej zabudowy z blatem roboczym zaplanowałam wysokie szafy wnękowe. Staram się trzymać na wierzchu niewiele rzeczy. A to głównie z powodu moich trzech małych urwisów. Wszędzie jest ich pełno. Wnętrze ożywia kilka detali, jak obrazki, lampy. Mocnym elementem jest tylko posadzka z płytek z graficznymi wzorami (Peronda FS) – tłumaczy architektka.

Z WIDOKAMI
– Zaprojektowałam kuchnię w tym miejscu domu (pierwotnie znajdowała się w obecnym pokoju telewizyjnym), by powiązać ją z tarasem. W ciepłe dni można na nim jeść obiady i kolacje. Znaczenie miało też spore okno. Wkomponowałam je w zabudowę kuchenną. Dzięki temu blat jest świetnie doświetlony światłem dziennym. Okno natomiast stało się żywym obrazem. Przyjemnie się przy nim pracuje – uśmiecha się Dorota.

W DOBREJ ATMOSFERZE
– Mamy bardzo miły kontakt z sąsiadami. Przyjaźnili się z poprzednią właścicielką naszego mieszkania. W czasie jednej z pierwszych wizyt u nich zobaczyliśmy piękny wiekowy parkiet. Postanowiliśmy położyć u siebie w salonie podobny. Chcieliśmy zachować taki sam klimat w obu częściach bliźniaka. Również dlatego ujednoliciliśmy elewację budynku – wyjaśnia Dorota. Z klepką świetnie koresponduje duży stół. – Zależało mi na jak największym, by zmieścił rodzinę i znajomych. Ten się sprawdza – dodaje.

DWIE STREFY
Na piętrze Dorota usytuowała sypialnie domowników. Swoją i męża połączyła z drugim pokojem, który miał służyć im do pracy. – Jednak w praktyce, przy trójce dzieci, okazało się to dość trudne. Miejsce się przyda, gdy chłopcy trochę podrosną – mówi.

MAŁE KOMPOZYCJE
Nadają wnętrzu charakter, wzmacniają styl, podkręcają emocje związane ze wspomnieniami, skojarzeniami. I nie trzeba wiele, wystarczy parę zgrabnie zestawionych przedmiotów.

LEKKI BŁĘKIT
Łazienka z prysznicem jest niewielka, ale wygodna. Kabinę z płaskim brodzikiem i deszczownią w suficie gospodyni umieściła przy oknie, które ładnie wyeksponowała. Jego jasna stolarka kontrastuje ze ścianą, wzrok przyciąga także naturalna firanka – zielona roślina na parapecie. Dorota wybrała przejrzystą, niemal niewidoczną kabinę, by nie zasłaniała okna i wpadającego do środka światła dziennego, a także nie zmniejszała pomieszczenia wizualnie. Ściany pomalowano na delikatny kolor szarobłękitny farbą przeznaczoną do łazienek, odporną na wilgoć, pleśń i szorowanie.


Remont pochłania spory budżet, często więc trzeba zrewidować swoje wcześniejsze marzenia o projekcie. Wtedy proponuję stworzyć w łazience kompozycję neutralną (sięgając po niedrogą glazurę czy farbę na ścianę) z mocnym akcentem, np. efektownymi płytkami. Taka podstawa kompozycyjna nie ogranicza możliwości stylizacyjnych, ułatwia wprowadzanie zmian. Znaczenia nabierają wówczas detale, stają się widoczne, personalizują wnętrze. Warto poszukać niebanalnej lampy, intrygujących obrazków czy fotografii, drobiazgów (wcale nie muszą być drogie). A gdy w łazience jest okno, w roli dekoracji świetnie zagrają też prawdziwe rośliny.
W RÓWNOWADZE
Druga łazienka – z wanną, została podobnie zaaranżowana do tej z prysznicem. Bazę stanowią białe płytki, kolor szarobłękitny na ścianie i wzorzyste kafle (Vives, na podłodze i obudowie wanny). Tafla lustra w megaformacie doskonale powiększa przestrzeń optycznie. W szafkach z IKEA gospodyni zamocowała drewniane uchwyty kupione w Leroy Merlin.

