Secesyjna kamienica w Jarosławiu. Metamorfoza klatki schodowej trwała 7 lat

2023-08-17 12:51

Po II wojnie światowej kamienica przy ul. Słowackiego w Jarosławiu została znacjonalizowana i to było przysłowiowym gwoździem do trumny dla znajdujących się w jej wnętrzach polichromii. Odnawianie ich zajęło aż 7 lat. Proces był nie tylko długi, ale również żmudny, a Maria Sęk-Pudłowska, stojąca za tą niezwykłą metamorfozą, rozczytywanie wzoru malowideł porównuje do puzzli. Tę przemianę prezentujemy w ramach cyklu "Metamorfozy na Plus".

Spis treści

  1. Historia kamienicy przy ul. Słowackiego 1 w Jarosławiu
  2. Secesyjne wnętrza i zamknięte podwórko
  3. Bogate zdobienia przetrwały wojnę, ale nie nacjonalizację
  4. Konserwacja klatki schodowej w Jarosławiu trwała aż 7 lat
  5. Kamienica przy ul. Słowackiego w Jarosławiu. Jakie prace wykonano?
  6. Na czym polega praca konserwatora zabytków?
  7. Inne "Metamorfozy na Plus". Zobacz najbardziej spektakularne przemiany!

Historia kamienicy przy ul. Słowackiego 1 w Jarosławiu

Okazała kamienica Kurzmanów znajduje się na roku ul. Słowackiego i Grunwaldzkiej. Została zbudowana w stylu secesyjnym na początku XX w., w latach 1905 — 1906. Jej inwestorem był Juliusz Kurzman. 

— Kamienica Kurzmanów to jedna z najciekawszych kamienic, jakie wzniesiono w Jarosławiu (woj. podkarpackie) na początku XX w. Budynek wyróżnia się wspaniałą architekturą, bogatą dekoracją architektoniczną elewacji, w tym przede wszystkim figurami atlantów wspierającymi balkony oraz maskami na zwieńczeniach pilastrów. Jednak mało kto wie, że również wnętrze budynku zasługuje na szczególną uwagę — tłumaczy Przemysław Gęsiorski z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.

Secesyjne wnętrza i zamknięte podwórko

Obecnie tę kamienicę w środku zdobią motywy secesyjne, które są charakterystyczne dla początku XX w. Właśnie wtedy zaczęły zyskiwać na popularności, wypierając skutecznie detale historyzujące. 

— Na dekoracje klatki schodowej składają się malowidła na podniebieniach biegów schodów. Są to ornamentalne dosyć abstrakcyjne przedstawienia wyobrażające przestylizowane motywy roślinne wpisane w prostokątne pola. Ponadto ostatnia kondygnacja klatki schodowej poza dekoracją malarską złożoną z wazonów z bukietami kwiatów posiada również detal architektoniczny w postaci pilastrów, gzymsów i płycin, w które wpisane właśnie dekoracje malarskie. Całość dekoracji klatki schodowej domyka sufit nad ostatnią kondygnacją, gdzie w secesyjną ornamentalną ramę wpisano zachmurzone niebo oraz wychodzące spośród chmur słońce — dodaje. 

Kamienica Kurzmanów jest jedyna w swoim rodzaju. Jako jedna z nielicznych w Jarosławiu posiada zamknięte podwórko. Poza tym, według Przemysława Gęsiorskiego rozwiązania, jakie w niej zastosowano, są typowe dla bogatych budynków.

W środku bowiem znajdują się dwie klatki schodowe. Jedna tzw. “paradna”, czyli główna klatka, do której wchodzi się wprost z ulicy, oraz przeznaczona dla służby.

— Bardzo ciekawą rzeczą jest też to, że w klatce schodowej zarówno paradnej, jak i służbowej zachowała się oryginalna stolarka okienna i drzwiowa. Budynek zachował oryginalną więźbę dachową z czasu budowy. Sprawia ona fantastyczne wrażenie, ponieważ strych jest bardzo obszerny, wysoki, a jeszcze kiedy uświadomimy sobie, że pokrycie dachowe zachowało się oryginalne, mamy wyobrażenie, jak wysoka była jakość ówczesnych materiałów budowlanych — opowiada Gęsiorski.

Bogate zdobienia przetrwały wojnę, ale nie nacjonalizację

W kamienicy, w tzw. przyziemiu przez lata znajdowały się różnego rodzaju sklepy. Istniał tam salon mód, sklep obuwniczy, sklep z wełną, pracownia krawiecka, sklep spożywczy oraz restauracja. 

– W cyklu "Metamorfozy na Plus" prezentujemy przedsięwzięcia, dzięki którym zapomniane historyczne obiekty i wnętrza otrzymują drugie życie za sprawą pasjonatów, racjonalnych biznesmenów, rzetelnych samorządowców, czy wreszcie — niespokojnych dusz... Wszyscy oni ożywiają dzięki swoim wizjom dorobek umysłów i rąk pokoleń architektów, inwestorów i budowniczych, którzy na placu budowy zostawili przed laty nadzieję, że ich dzieło ucieszy w odległej przyszłości jeszcze niejedno oko...

Do II wojny światowej budynek był własnością Laury i Beti Kurzman. W czasie obu wojen kamienica nie ucierpiała, jednak po II wojnie światowej została odebrana przez Państwo prawowitym właścicielom o żydowskich pochodzeniu i znacjonalizowana. Mieszkania, które się tam znajdowały, podzielono na mniejsze i zakwaterowano tam ludzi.

Obecny właściciel, któremu udało się kamienicę odzyskać, nie mieszka w niej. Znajdujące się tam lokale są wynajmowane, natomiast na parterze, tak jak w przeszłości, wciąż mieszczą się lokale handlowe. 

— W kamienicy mieszka za to pani Lucyna Grodzicka-Gruntowicz, właścicielka jednego z mieszkań, która się nią opiekuje. To właśnie dzięki niej rozpoczął się ten remont — wyjaśnia nam Maria Sęk-Pudłowska, właścicielka firmy Arsem Konserwacja Zabytków, która stoi za konserwacją malowideł na klatce schodowej tej kamienicy.

Z kolei Przemysław Gęsiorski dodaje, że to właśnie pani Grodzicka-Gruntowicz będąca również administratorką kamienicy, ale jak się też zdaje jej dobrym duchem, nakłoniła właściciela do renowacji klatki schodowej. Kilka lat temu wykazała się podobną inicjatywą i doprowadziła do remontu elewacji. 

A jak w ogóle doszło do renowacji wnętrza kamienicy?

— Całe "zamieszanie" było spowodowane chęcią malowania klatki schodowej. Przed przystąpieniem do malowania przeprowadzone zostały badania na obecność polichromii, a w ich wyniku ujawniono na sufitach oraz ścianach najwyższej kondygnacji bardzo ciekawą secesyjną dekorację — tłumaczy Przemysław Gęsiorski.

Oprócz tego inicjatorem konserwacji był właściciel kamienicy. Prace zostały sfinansowane właśnie przez niego, ale i przez Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Przemyślu. 

— W zasadzie w każdym roku udzielana była dotacja, ale pani administratorka w uzgodnieniu z właścicielem niemal zawsze dokładała własne środki czasem pokrywające koszty niekwalifikowane w dotacji, a czasem całkiem spore sumy pozwalające znacząco zwiększyć zakres prac konserwatorskich — dodaje.

Konserwacja klatki schodowej w Jarosławiu trwała aż 7 lat

Maria Sęk-Pudłowska konserwację klatki schodowej przeprowadzała wspólnie ze swoim mężem, Grzegorzem Pudłowskim. 

— W pierwszym sezonie zaczynaliśmy od sufitu na ostatnim piętrze, który przedstawia niebo z chmurami obramione secesyjną ramą, a następnie przeszliśmy do kolejnych ścian, sufitów i podniebienia schodów. W sumie pracowaliśmy tam w sezonie letnim 7 lat pod rząd, przez dwa miesiące w roku — opowiada Maria Sęk-Pudłowska.

Nie obyło się również bez pomocy dodatkowych rąk do pracy.

— W pierwszym sezonie przy konserwacji sufitu zatrudniłam dwie osoby do współpracy, konserwatorów zabytków z Warszawy, moich znajomych, Katarzynę Dzierżawską i Radosława Parola — wyjaśnia.

Rodzice pani Marii Sęk-Pudłowskiej, Alicja i Stanisław Sękowie, również są konserwatorami zabytków. W trakcie drugiego sezonu prac pomocą dla pani Marii był właśnie jej ojciec. Później, w kolejnych sezonach wszystkie prace były wykonywane już przez nią i jej męża samodzielnie.

Kamienica przy ul. Słowackiego w Jarosławiu. Jakie prace wykonano?

Odnawianie malowideł wcale nie było łatwe. Polichromia została całkowicie zamalowana kilkadziesiąt lat temu. Po II wojnie światowej, kiedy kamienica została znacjonalizowana, nikt nie opiekował się klatką schodową. Była zaniedbana, wręcz popadała w ruinę.

Metamorfoza na Plus. Konserwacja klatki schodowej w Jarosławiu
Autor: Maria Sęk-Pudłowska

— Po usunięciu przemalowań można było rozpoznać, że była ona kiedyś raz odnawiana, wtedy część malowideł była zmyta i przemalowana na nowo. Na szczęście po usunięciu przemalowań udało się rozczytać pierwotną dekorację. W niektórych miejscach była ona lepiej zachowana, w innych nieco gorzej. Ponieważ jednak pewne elementy się powtarzały, to przez analogię można było rozczytać całą dekorację. Tam, gdzie polichromia była lepiej zachowana, wystarczyło tylko wykonać retusz ubytków warstwy malarskiej, a tam, gdzie brakowało większych fragmentów, trzeba było zrekonstruować warstwę malarską na podstawie innych zachowanych fragmentów z innych miejsc — objaśnia wykonane prace Sęk-Pudłowska.

Najbardziej zniszczone były zdobione sztukaterią ściany na drugim piętrze oraz sufit. 

— Trzeba było przerysowywać na kalkę istniejące fragmenty z różnych stron ścian i sufitów, a potem łączyć te fragmenty jak puzzle, aby rozczytać cały wzór.

Równie zniszczone były sufity w sieni. Tam problemem było nie tylko rozczytanie wzoru, które zajęło sporo czasu, ale też złocenia. 

— Złocenie sufitu to też wyzwanie, jest to o wiele trudniejsze niż na wprost. W ogóle praca z podniesioną głową do góry jest męcząca — opowiada Sęk-Pudłowska.

Wielkim wyzwaniem było też przeprowadzenie prac na wysokościach, gdzie znajdowały się polichromie. Trzeba było poszukać firmy, która postawiłaby odpowiednio wysokie i stabilne rusztowanie. 

— Trzeba też było pozbyć się wszelkich lęków wysokości, ponieważ pracowało się na rusztowaniu 10 m nad parterem. Czasem, aby sięgnąć do jakiegoś fragmentu malowidła, trzeba było się nieźle nagimnastykować — opowiada.

Na czym polega praca konserwatora zabytków?

Niewiele osób wie, na czym tak naprawdę polega praca konserwatora zabytków. Nie zdają sobie sprawy, że proces naprawy tego, co zniszczył czas, a niekiedy też ludzie, jest żmudny i czasochłonny.

— Bardzo ważny jest szacunek do oryginału, który trzeba pieczołowicie oczyścić i podkleić, a następnie uzupełnić brakujące fragmenty polichromii poprzez wykonanie precyzyjnych uzupełnień zaprawy oraz retusz warstwy malarskiej — wyjaśnia Maria Sęk-Pudłowska.

— Na początku mieszkańcy najczęściej nie rozumieją, dlaczego pracujemy takimi małymi i precyzyjnymi narządkami i pędzelkami. Przyzwyczajeni są do standardowych remontów, gdzie ściany szpachluje się dużą szpachlą i potem maluje wałkiem. Dużo musimy im tłumaczyć, ale z czasem ludzie nabierają szacunku do naszej pracy, a jak kończymy to, zaczynają podziwiać efekty. Są zaskoczeni, że z tych poniszczonych resztek powstają takie piękne malowidła — podsumowuje.

Poza mirem lokatorów kamienicy Maria Sęk-Pudłowska wraz z mężem musieli dbać również o spokój innych mieszkańców budynku.

— Pewnego razu, gdy przyszliśmy rano do pracy przy polichromii na suficie w sieni, to spotkaliśmy tam niespodziewanego gościa — śpiącego nietoperza przyczepionego do malowidła zaraz obok złoceń. Wyglądał obłędnie na tym tle! Cały dzień pracowaliśmy w ciszy, żeby go nie obudzić. Na drugi dzień już go nie było.

Inne "Metamorfozy na Plus". Zobacz najbardziej spektakularne przemiany!

W naszym cyklu "Metamorfozy na Plus" odwiedzamy miejsca, w których współcześni wizjonerzy i inwestorzy przywracają do świetności dorobek swoich poprzedników. Do tej pory zwróciliśmy uwagę na:

Źródło: 

  • youtube.com/@muzeumwjarosawiukamienicao9930
Oto najjaśniejsza kamienica w Warszawie