Historia Maćka, czyli osiem mieszkań w pięć lat. Aby podpisać umowę, agent nocą wywiózł ich za miasto

2022-12-01 12:26

Obecnie sytuacja na rynku mieszkaniowym jest fatalna. Brakuje mieszkań, a te, które się pojawią, znikają jak świeże bułeczki. Ludzie, choć mają pieniądze, przechodzą przez różne upokorzenia, byle tylko zdobyć dach nad głową i nie zostać bezdomnym lub nie wylądować w hotelu.

Historia Maćka, czyli osiem mieszkań w pięć lat
Autor: Getty Images/fizkes

Sytuacja wcale nie była dobra już kilkanaście lat temu, chociaż wtedy w Ukrainie nie było wojny, a w Polsce milionów imigrantów. Pamiętam swoje początki, kiedy dostałam się na studia w Krakowie i wyruszyłam na poszukiwanie mieszkania. Postanowiłyśmy z koleżanką, że zrobimy to same, na własną rękę, bez udziału rodziców. 

Szybko się okazało, że nie jesteśmy wiarygodne dla właścicieli mieszkań. W przypadku kiedy to wynajmujący szukali sobie współlokatorów, dobierali sobie ich na zasadzie castingów. Tego dnia nie wygrałyśmy żadnego. A jak jest teraz?

Szukasz mieszkania? Zdrowia życzę!

Wcale nie jest lepiej. Ludzie nie tylko tracą cierpliwość, ale i zdrowie. A wszystko przez tak prozaiczną rzecz, jaką jest poszukiwanie mieszkania. 

Teraz sporo ogłoszeń pojawia się w grupach w serwisach społecznościowych, jednak pod każdym nowym ogłoszeniem pojawiają się komentarze ludzi, którzy bez oglądania chcą wynająć w ciemno byle co, byle tylko mieć gdzie mieszkać. Ogłoszenia znikają po kilku minutach, bo właściciel albo agent już umówił się z kilkoma osobami na oglądanie mieszkania, albo po prostu już je wynajął.

Właściciele tymczasem kręcą nosem. Wiedzą, że mają wybór, więc wybierają. Niektórzy nie chcą wynajmować studentom, inni rodzinom z dziećmi, innym przeszkadzają zwierzęta domowe. 

Zaraz po wystawieniu ogłoszenia, telefon zawsze jest zajęty. Do właściciela nie można się dodzwonić. Obecnie poszukiwanie mieszkania to godziny przed ekranem, a jednocześnie cały czas wiszenie na słuchawce. Ponieważ popyt jest ogromny, a podaż mała, ceny poszybowały dosłownie w kosmos. 

Osiem mieszkań w pięć lat

Zapytałam Maćka jak to jest z najmem w Krakowie. W ciągu ostatnich pięciu lat przeprowadzał się osiem razy. Za każdym razem szukał nieco wyższego standardu mieszkania. Lubił też zmieniać lokalizacje, bo to pozwalało mu poznać miasto. Zawsze starał się szukać lokum w okolicach centrum, mieszkał więc m.in. na Warszawskiej, Rakowickiej czy Brodowicza. Mieszkania szukał wspólnie z kolegami i nie miał większych problemów z jego znalezieniem. Nie obyło się jednak przez przygód. 

Podpisujemy umowę? No to wycieczka!

Jedno z pierwszych mieszkań, jakie wynajmowali na ul. Konfederackiej, oglądali późnym wieczorem. Pokazywał im je agent nieruchomości. Maćka z kolegami szybko podjęli decyzję, że chcą tam mieszkać.

- Świetnie, jedziemy do Limanowej - powiedział pośrednik.

Maciek z kolegami tylko ze zdziwieniem spojrzeli po sobie. Była już 22.00, oni za chwilę mieli autobus, którym mieli wrócić do oddalonego o 170 km domu. Tymczasem agent zapraszał ich na podpisanie umowy do odległej od Krakowa o ponad 60 km Limanowej. Ostatecznie podjęli decyzję, że pojadą. Wsiedli do samochodu pośrednika i wyruszyli w prawie godzinną podróż.

Kiedy dotarli na miejsce, okazało się, że właścicielem mieszkania jest starszy mężczyzna. Nie chciało mu się jechać do Krakowa spisywać umowy. Jednak w każdą ostatnią niedzielę miesiąca fatygował się do miasta i o 9.00 rano, kiedy wszyscy jeszcze spali, przychodził po pieniądze.

- On chyba nie wierzył w banki. Albo może nie chciał rozliczać się z tych pieniędzy? - zastanawiał się Maciek.

Kto pierwszy, ten lepszy

Kiedy zapytałam go, co było najtrudniejsze podczas wynajmu mieszkania, odpowiedział, że liczył się refleks. Akurat on szukał pokoju za każdym razym w serwisie olx.pl. Kiedy ogłoszenie się pojawiało, trzeba było jak najszybciej zadzwonić, by umówić się na oglądanie. Nie można było zwlekać, ponieważ po godzinie, właściciel miał już cały kajecik wypełniony spotkaniami z potencjalnymi wynajmującymi.

Raz się nam zdarzyło, że kiedy oglądaliśmy mieszkanie, przyszli inni ludzie, którzy nie byli umówieni. Wręcz błagali agenta, żeby im je wynajął. My byliśmy pierwsi, więc to my podpisaliśmy umowę.

Poszukiwanie mieszkania
Autor: Getty Images/Tinatin1

Jak przyjdę, to będę

Maćka najbardziej denerwowała niesłowność wynajmujących. Wielokrotnie mu się zdarzyło, że szukał mieszkania na odległość. Umawiał rano kilka spotkań, a później po południu razem z kolegami wyruszał w 2-godzinną trasę do Krakowa, aby je zobaczyć. Często na miejscu okazywało się, że już nie ma czego oglądać. Albo mieszkanie było wynajęte, albo właściciel odwołał spotkanie, albo to, co udało im się zobaczyć, nie spełniało ich oczekiwań.

- Właściciele czasem piszą w ogłoszeniu, że mają na wynajem dwa pokoje, po czym wstawiają zdjęcie tylko tego lepszego. My zazwyczaj potrzebowaliśmy dwóch, a stan właśnie tego drugiego był dla nas nieakceptowalny. Strata czasu - dodał Maciek.

Czasami mieszkanie to nie problem, ale…

  • inni mieszkańcy

W tym roku mój rozmówca przeprowadzał się już dwa razy. W jednym z mieszkań mieszkał zaledwie miesiąc. Miejsce było w porządku, jednak lokator, który pod nimi mieszkał, już nie. Kobieta, od której je wynajęli, przemilczała, że coś jest nie tak. Twierdziła, że ona właściwie tylko tam spała, ponieważ 11 godzin spędzała w pracy.

- To niemożliwe, że nic nie słyszała. Tam nie dało się mieszkać. O 5 rano potrafiłem się obudzić przerażony rykiem i salwą przekleństw, jaka dochodziła z dołu. Po tygodniu stwierdziliśmy, że szukamy nowego mieszkania. Piętro niżej mieszkał starszy mężczyzna, który nie wiadomo, czy to ze względu na alkoholizm czy chorobę psychiczną, czy może nawet jedno i drugie, całymi dniami dosłownie ryczał i klął - mówi.

Maciek z kolegą, rozpoczęli poszukiwania mieszkania i już po niecałych dwóch tygodniach udało im się podpisać umowę. Każdy z nich płaci za pokój 1700 zł + media. Oni mają szczęście, jednak na ogół nie jest tak kolorowo. 

  • współlokatorzy

To będzie moja osobista historia. Na pierwszym roku studiów miałam mieszkać z koleżanką. Znalazłyśmy sobie całkiem przyjemny pokój: duży, z balkonem, jasny, blisko centrum. Wtedy miałyśmy płacić za niego 550 zł na głowę razem z mediami. Jednak moja przyjaciółka ze względów osobistych musiała zrezygnować z nauki w Krakowie i zostałam sama. Właściciele mieszkania szybko znaleźli mi współlokatorkę do pokoju, z którą szybko znalazłam wspólny język. 

Problemem okazała się jednak para mieszkająca w pokoju obok. Dochodzące z niego dźwięki okazały się być dla nas najmniejszym problemem. Głośne imprezy, palenie w mieszkaniu, korzystanie z naszych rzeczy (głównie z jedzenia), to tylko wierzchołek góry lodowej.

Udało mi się znaleźć fragment maila, jaki w tamtym czasie wystosowałam do właścicieli:

“Do napisania tego maila skłoniła mnie poniedziałkowa sytuacja. Nie byłam pewna czy poruszać te wszystkie tematy wyżej wymienione, ale zostałam poparta przez Anię., więc piszę. W poniedziałek wieczorem około 24:00, kiedy kładłam się już spać, Malwina i Krystian skądś wrócili. Siedli w kuchni, Krystian dość głośno płakał, żeby nie napisać, że szlochał

Po pewnym czasie, zaczął krzyczeć, że ktoś udusił jakiegoś niepełnosprawnego Michała i wrzeszczał, że ich wyzabija, rozczłonkuje itp. oraz że zrywa z Malwiną, bo nie chce obarczać jej jego winą. Wpadł w szał, chodził po całym mieszkaniu, klął i krzyczał na Malwinę. Około godziny 2:00 w nocy, stwierdził, że idzie do tych, którzy ponoć zabili tego Michała. Mówił, że na początku tylko ich nastraszy. Malwina krzyczała, że zadzwoni na policję i prosiła, żeby siedział w domu. 

Opis całej sytuacji, nie przedstawia jej w pełni. Ja się po prostu się bałam. Nie wiem, czy to, co opowiadał Krystian, było prawdą, jeśli tak, to mu współczuje, ale całe zdarzenie z mojego punktu widzenia było bardzo nieprzyjemne i, ironicznie mówiąc, dostarczyło mi wielu niezapomnianych wrażeń. Najadłam się strachu i stresu.”

Według mnie wtedy Krystian był pod wpływem jakichś substancji odurzających. Wpadł w amok i wydawało się, że może być zdolny do wszystkiego. Jak to się skończyło? W moim przypadku właściciele mieli sporo empatii. Podeszli do naszej sytuacji na poważnie i zdecydowali się zerwać umowę z Malwiną i Krystianem, którzy, jak się później okazało, przestali płacić czynsz. 

Imiona bohaterów tekstu zostały zmienione.

Przeczytaj również: