Wiele lat temu, kiedy mieszkali jeszcze w bloku na jednym z rzeszowskich osiedli, Bogusia spontanicznie narysowała na kawiarnianej serwetce szkic swojego wymarzonego domu. Był to biały dworek z kolumnami, po których wspinał się bluszcz. Serwetkę schowała do torebki i szybko o niej zapomniała – przecież dobrze im było w mieście. Wszystko się zmieniło, gdy przypadkiem robili zakupy w wiejskim sklepiku. Na pobliskiej tablicy informacyjnej dostrzegli ogłoszenie o sprzedaży ziemi, która okazała się być działką pełną połamanych drzew, krzewów i chwastów.
Z przyrodą za pan brat
Do dziś nie wiedzą, co w nich wstąpiło, że zdecydowali się na zakup. Ale oboje twierdzą, że ten kawałek ziemi nauczył ich szacunku i pokory wobec potęgi przyrody – zarówno wobec źdźbła trawy, jak i wiekowych drzew. Z czasem uporządkowali działkę i posadzili na niej swój lasek. Dzięki Mariuszowi rysunek na serwetce zamienił się w projekt. Dom powstawał powoli, starali się budować go oszczędnie i solidnie, decydując się na dobrej jakości materiały. Co mogli, zrobili sami. Wiele pomogła im rodzina, a bardziej skomplikowane prace zlecili specjalistycznym ekipom.
Misterna układanka
Wnętrze urządzili po swojemu. Nie interesowały ich aktualne trendy ani dizajnerskie sztuczki. Kochają naturę, pamiątki rodzinne i industrialne akcenty. To pozornie wykluczające się światy, lecz dzięki oszczędnej palecie kolorystycznej i konsekwencji w doborze mebli oraz dodatków stworzyli wnętrze harmonijne, w którym nic niczego nie udaje. Granica między lasem a domem jest tu właściwie niewidoczna, przemysłowe meble przyjaźnią się z ludowymi, a wolna od wymuszonych dekoracji przestrzeń pozostawia dużo miejsca dla domowników i ich pasji.