Zmagając się z wypaleniem zawodowym, odkryła swoją pasję. Ceramika Anny nawiązuje do kolorowej tradycji Ameryki Południowej

2025-10-31 13:13

Pracując jako lektorka języka angielskiego i zmagając się z przesileniem zawodowym, odnalazła swoją życiową pasję. Anna, artystka o niezwykłej wrażliwości na detale, dzieli się z nami swoją pasją do meksykańskiego wzornictwa i procesu twórczego, który jest dla niej formą twórczej medytacji.

Anna, twórczyni marki Azuliana (ig: ceramika_azuliana) od wielu lat pracuje jako lektorka języka angielskiego na warszawskiej SGH. Jednak swoją życiową pasję odkryła w najmniej spodziewanym momencie, zmagając się z wypaleniem zawodowym. Zafascynowana meksykańskimi płytkami Talavera oraz tradycjami Ameryki Łacińskiej, w swojej twórczości łączy intensywne kolory z odważnymi wzorami. Ceramika stała się dla niej nie tylko pracą, ale i sposobem na życie oraz przestrzenią do wyrażania siebie. W naszej rozmowie opowiada o swojej twórczej drodze, inspiracjach i planach na przyszłość.

Początek artystycznej drogi

Jak zaczęła się Pani przygoda z ręcznym zdobieniem ceramiki?

Odkąd pamiętam, fascynowały mnie płytki ceramiczne. Już jako dziecko interesowałam się plastyką i malarstwem — brałam udział w konkursach plastycznych, godzinami przeglądałam albumy o sztuce i z zachwytem czytałam o wielkich artystach, takich jak Picasso. Zawsze czułam, że sztuka jest mi bliska, choć zawodowo wybrałam inną ścieżkę – ukończyłam anglistykę i od wielu lat pracuję jako lektorka języka angielskiego na SGH w Warszawie.

Do ceramiki trafiłam po latach, w momencie zawodowego przesilenia. Poczułam, że potrzebuję zmiany, że chcę robić coś bardziej kreatywnego i twórczego – coś, co pozwoli mi być naprawdę sobą. Już dużo wcześniej, jeszcze na etapie urządzania domu, zakochałam się w meksykańskich płytkach w stylu Talavera. Ich wzornictwo od razu mnie oczarowało – te kolory, niedoskonałości, ręcznie malowane detale. Mam je w domu na podstopniach schodów i w kuchni. Wiedziałam, że muszę je mieć, więc znalazłam sklep, który sprawdza je z Meksyku. Są nieidealne, a przez to piękne. Już wtedy czułam, że to jest bardzo moje – bliskie mojej wrażliwości i estetyce. Oczywiście wtedy jeszcze nie potrafiłam takich płytek sama stworzyć. Minęło ponad dziesięć lat, zanim nauczyłam się je zdobić własnoręcznie.

Moje profesjonalne zdobienie ceramiki zaczęło się od kursu malowania tradycyjnych fliz holenderskich, ale szybko wciągnęłam się w odkrywanie innych stylów – portugalskich azulejos czy meksykańskiej Talavery. Uczyłam się samodzielnie, eksperymentowałam, uczestniczyłam też w różnych warsztatach i szkoleniach. Bardzo szybko poczułam, że to jest moja przestrzeń – że to, co robię, ma sens i daje mi ogromną radość.

 Co w ceramice fascynuje Panią najbardziej?

Myślę, że przede wszystkim kolor. Kolor i szkliwa – gdybym miała to ująć w dwóch słowach. Uwielbiam możliwości kolorystyczne, jakie daje malowanie szkliwami, i ten niepowtarzalny element zaskoczenia. Przed wypałem wszystko wygląda bardzo blado, pastelowo – a potem, po otwarciu pieca, kolory ożywają. To za każdym razem ma w sobie coś z magii.

Ten moment, gdy otwieram piec i wyciągam talerz, jest zawsze pełen emocji. Nigdy nie wiem dokładnie, jak praca wyjdzie, bo ceramika potrafi zaskakiwać. Szkliwo może inaczej zareagować na temperaturę, zmienić odcień, dodać nieoczekiwany efekt. Fascynuje mnie ta przemiana – z bladości w intensywny kolor, z surowości w połysk.

Uwielbiam też sam proces malowania. Jest niezwykle relaksujący i uspokajający – to dla mnie forma twórczej medytacji. Kiedy maluję, wchodzę w taki stan skupienia, w którym wszystko inne znika. Tworzę głównie własne projekty, które pozwalają mi się wyrazić i dają poczucie wolności. Nie narzucam sobie przymusu – maluję, bo chcę, nie dlatego, że muszę.

Warto też dodać, że ja nie zajmuję się lepieniem naczyń. Mnie najbardziej fascynuje zdobienie i szkliwienie – kolor, struktura, faktura. Właśnie w tym się specjalizuję, bo to po prostu kocham. Patrzę na ceramikę nie jako na przedmiot użytkowy, ale jako na formę sztuki.

Azuliana - ceramika we wszystkich kolorach świata

i

Autor: Anna Polakowska-Kapica/ Archiwum prywatne

Ameryka Południowa - dalekie źródła inspiracji

W Pani pracach są wyraźnie obecne inspiracje związane z kulturą Ameryki Południowej, a szczególnie meksykańską ceramiką Talavera. Co sprawia, że ta tematyka, jest Pani tak bliska?

Nie potrafię do końca wyjaśnić, skąd się to wzięło. Po prostu od zawsze fascynowała mnie Ameryka Południowa – jej kolory, intensywność, energia. Tamtejszy design i estetyka są tak inne od tego, co zwykle spotykamy w Europie – barwne, kontrastowe, pełne życia.

Płytki w stylu Talavera zachwyciły mnie od pierwszego wejrzenia. Ich wzory, nasycone kolory i ręczne niedoskonałości mają w sobie coś absolutnie autentycznego. Gdy zobaczyłam je po raz pierwszy kilkanaście lat temu, pomyślałam, że to zupełnie inny świat – odważny, radosny, nieoczywisty. Taki, który idzie trochę pod prąd. I chyba dlatego tak bardzo mnie to przyciąga.

Zawsze szukałam rzeczy wyjątkowych, które nie wpisują się w schematy. Uwielbiam kolory i kontrasty, a Meksyk ma ich w sobie pełnię – jest żywiołowy, ekspresyjny, pełen emocji. Myślę, że to właśnie ta energia sprawia, że czuję z tą kulturą taką bliskość. Do tego dochodzi też fascynacja językiem hiszpańskim – spędziłam kilka miesięcy w Hiszpanii jako studentka Erasmusa i od tamtej pory mam ogromny sentyment do południa Europy, szczególnie  do Andaluzji. Ten południowy temperament, światło, kolory – to wszystko jest mi po prostu bardzo bliskie.

Frida Kahlo to postać, która niewątpliwie pozostawia ślad w Pani twórczości. Co w jej sztuce budzi w Pani szczególne poruszenie?

Myślę, że w przypadku Fridy Kahlo fascynuje mnie nie tylko jej sztuka, ale też historia życia jako całość. To, co przeżyła, jest niesamowite i poruszające. Ale chyba najbardziej inspiruje mnie to, jak potrafiła łączyć kolory i emocje – jak poprzez sztukę opowiadała o swoim bólu i doświadczeniach.

Jej autoportrety są niezwykłe, bo nie są dosłowne. Często pojawiają się w nich symbole, jak chociażby ciernie na szyi, które w sposób metaforyczny pokazują cierpienie. To właśnie takie wplatanie bólu w piękno, ta nieoczywistość i odwaga w przedstawianiu emocji bardzo mnie poruszają.

Jeśli chodzi o to, co najbardziej wpływa na moją twórczość, to chyba nie tyle sama Frida, ile szerzej – Meksyk i jego kultura. Bardzo inspirują mnie meksykańskie tradycje, na przykład Día de los Muertos. Tworzę płytki z motywami kolorowych czaszek – takich wesołych, dekoracyjnych, pełnych życia, a nie mrocznych czy demonicznych. To właśnie w tej barwności, w tym połączeniu radości z symboliką życia i śmierci, czuję bliskość ze sztuką Fridy i z całym duchem meksykańskiej kultury.

Przeczytaj także: Niczym starożytne wykopaliska. Fakturowana ceramika Oli pobudza zmysły

Wszystkie kolory świata

Kolory odgrywają kluczową rolę w Pani projektach. Które z barw są Pani najbliższe?

Tak, uwielbiam kolory – szczególnie te intensywne, pełne życia, z mocnym kontrastem. Gdybym miała wybrać jeden ulubiony, to chyba byłby to czerwony. Taki nasycony, głęboki, może trochę jak czerwona porzeczka – trudno go nawet dokładnie określić. Po prostu czerwony. Lubię też wszystkie ciepłe odcienie – pomarańcze, żółcie – oraz kontrastowe zestawienia, na przykład intensywny kobalt z czerwienią czy pomarańczem.

Najbardziej pociąga mnie to, co od razu przyciągają wzrok, co jest odważne, wyraziste, niemal „bije po oczach”. Czasem żartuję z moimi kursantkami, że szary to nie kolor – bo rzeczywiście w mojej palecie trudno znaleźć coś stonowanego czy przygaszonego. Lubię, gdy kolor jest żywy, pulsujący, taki, który od razu budzi emocje.

Zawsze działam bardzo intuicyjnie. Gdy widzę nowy odcień szkliwa, od razu chcę go mieć, spróbować, zobaczyć, jak się zachowa po wypale. Czasem różnice między kolorami są minimalne, ale dla mnie każdy z nich ma znaczenie. Malując, nie rozrysowuję wcześniej kolorów – po prostu czuję, że tu powinnam położyć pomarańcz, obok czerwony, a dalej może zielony. To czysta intuicja. A potem i tak czekam z ciekawością, bo z ceramiką nigdy nie wiadomo, jak dokładnie wyjdzie po wypale. W tym właśnie tkwi jej magia – nigdy nie ma dwóch identycznych kolorów ani dwóch takich samych efektów.

Azuliana - ceramika we wszystkich kolorach świata

i

Autor: Anna Polakowska-Kapica/ Archiwum prywatne

Ewolucja twórczości i nowe techniki

Dostrzega Pani ewolucję w swoim stylu na przestrzeni lat?

Tak – i to bardzo dużą. Mój styl naprawdę się zmienił. Zaczynałam, tak jak wspomniałam wcześniej, od nauki malowania płytek w stylu holenderskim. To były moje pierwsze kroki w pracy z tlenkiem kobaltu na surowym szkliwie, czyli w klasycznej technice majoliki. Później pojawiły się wzory portugalskie – azulejos – oraz meksykańskie motywy w stylu Talavera. 

Przez wiele miesięcy pracowałam też nad deseniami inspirowanymi polskim wzornictwem ludowym. Powstała wtedy moja Kolekcja Polska, którą można zobaczyć na stronie internetowej. Tworzyłam talerze i płytki inspirowane haftami ludowymi – szczególnie haftem krajeńskim i podlaskim - czerpanym z tradycyjnych podlaskich ręczników obrzędowych. To był dla mnie bardzo ważny etap, który chciałabym dalej rozwijać. Niedawno złożyłam wniosek w programie ministerialnym, by uzyskać środki na dalsze badania tych wzorów i kontynuować ich przenoszenie na ceramikę.

Największa ewolucja mojego stylu nastąpiła jednak w momencie, gdy odkryłam reliefowe malowanie szkliwami, czyli jedną z technik separacji szkliw. To właśnie w niej tworzę obecnie. Czasem łączę ją z techniką malowania podszkliwnego lub naszkliwnego. Ta metoda zachwyciła mnie bogactwem barw – szkliwa dają niesamowite możliwości kolorystyczne, są intensywne, nasycone i pełne życia.

Widzę też, jak zmieniło się samo podejście do wzoru. Moje pierwsze prace były bardziej dosłowne – jeśli malowałam magnolię, to wyglądała jak prawdziwa magnolia. Dziś coraz częściej sięgam po formy abstrakcyjne. Inspiracją może być wspomnienie z podróży, detal z natury, kształt czy kolor, który przetwarzam intuicyjnie na własny, ceramiczny język. Czuję, że właśnie teraz mój styl naprawdę jest mój – swobodny, dojrzały i szczery.

Proszę podzielić się szczegółami na temat stosowanych technik, w tym szczególnie techniki majoliki, która jest charakterystyczna dla Pani twórczości.

Tak, w swoim warsztacie zaczynałam właśnie od techniki majoliki i choć dziś sięgam po nią coraz rzadziej, wciąż mam do niej duży sentyment. Majolika to technika wszkliwna – maluje się na surowym, jeszcze niewypalonym szkliwie. Farba podczas wypału wnika w szkliwo, stapia się z nim i tworzy trwały, błyszczący malunek. To bardzo malarska technika – trochę jak akwarela w świecie ceramiki. Tu pociągnięcie pędzla są widoczne. Ma to w sobie ogromny urok i autentyczność: widać od razu, że to ręczna praca, a nie nadruk czy kalkomania.

Majolika jest też jedną ze starszych technik ceramicznych. W tej technice tworzone były również oryginalne płytki azulejos, choć oczywiście płytki zdobiono także innymi metodami. Jedną z innych technik zdobienia płytek była cuerda seca, czyli jedna z tzw. technik separacji szkliw.

Cuerda seca to po hiszpańsku „sucha linia” – nazwa pochodzi od czarnej tłustej kreski, którą oddziela się kolory. Tradycyjnie używa się do tego mieszaniny oleju lnianego i tlenku manganu, choć dziś dostępne są gotowe separatory. To właśnie technika, która wprowadziła mnie w świat malowania szkliwami i była dla mnie prawdziwym przełomem. Uwielbiam ją – maluję w niej m.in. kolorowe płytki z motywami czaszek w stylu Día de los Muertos, ale też wiele innych wzorów.

Z czasem zaczęłam rozwijać własny sposób pracy, oparty na tzw. reliefowym malowaniu szkliwami – to wariacja techniki cuerda seca. Tutaj zamiast separacji olejowej używam ołówka, a kolor nakładam bezpośrednio pędzlem. To moja ulubiona technika, w której tworzę najczęściej. Daje ogromną swobodę i pozwala na niesamowite efekty wizualne.

Pracuję też w technice podszkliwnej, czyli malowania farbami na biskwicie, a czasem także naszkliwnej – czyli na tzw. trzeci wypał. To moment, gdy praca jest już wypalona i błyszcząca, ale można ją dodatkowo ozdobić – na przykład złotem lub delikatnymi akcentami kolorystycznymi. W ten sposób dekoruje się często porcelanę. Daje to możliwość dodania cieniowań, połysku, nowych detali i wzbogacenia całej kompozycji. Dzięki temu nawet talerze wykonane techniką reliefowego malowania szkliwami można jeszcze bardziej dopracować i ubogacić.

Uwielbiam eksperymenty i miksowanie technik. Nie lubię ograniczeń – zawsze muszę sprawdzić, co się stanie, jeśli zrobię coś „po swojemu”. Czasem wyjdzie, czasem nie, ale dzięki temu odkrywam nowe efekty i rozwiązania. Właśnie ta wolność, ciekawość i ciągłe poszukiwanie są dla mnie największą przyjemnością w pracy z ceramiką. Ceramika to dla mnie nie tylko rzemiosło, ale też pole do eksperymentu – takie małe laboratorium koloru i emocji.

Proces twórczy - od inspiracji do gotowego dzieła

Jakie materiały są niezbędne w pracy nad projektami?

Przede wszystkim biskwity, czyli glina po pierwszym wypale. To właśnie na nich powstają moje prace – talerze, płytki i inne formy ceramiczne.

Kolejna rzecz to oczywiście pędzle – i to bardzo różne. Używam innych pędzli do majoliki, a innych do malowania szkliwami. Szczególnie lubię pędzle do kaligrafii chińskiej, które idealnie rozprowadzają szkliwa.

No i szkliwa – to mój żywioł. Mam ich naprawdę mnóstwo i ciągle kupuję nowe, bo nie potrafię się oprzeć, kiedy widzę kolejne kolory. Obecnie wybór szkliw na rynku jest ogromny – od tradycyjnych po szkliwa o różnych efektach i intensywności barw. Kupuję od różnych producentów, porównuję je i sprawdzam, jak reagują w piecu. Każde szkliwo zachowuje się trochę inaczej – to dla mnie niekończące się pole do odkrywania.

Używam też farb majolikowych, farb podszkliwnych oraz tlenków, takich jakich używano od setek lat. Najczęściej sięgam po tlenek kobaltu – w proszku jest czarny, ale po wypale zmienia się w intensywny niebieski. To właśnie nim od wieków malowano holenderskie flizy i portugalskie azulejos. Korzystam również z tlenków miedzi i chromu, które po wypale dają różne odcienie zieleni, oraz z tlenku manganu, który nadaje barwy brązowo-purpurowe.

W swojej pracy często sięgam po tradycyjne materiały, takie jak olej lniany do separacji szkliw, ale korzystam też z możliwości, jakie dają nowoczesne rozwiązania – na przykład wosk, który może zastąpić olej. To wspaniałe, że dziś można łączyć stare techniki z nowymi, zachowując przy tym ducha rzemiosła.

No i oczywiście nie mogłoby się obejść bez pieca ceramicznego, który jest absolutnie niezbędny, oraz rzeczy zupełnie podstawowych, jak ołówki, papier i szkicownik. Często najpierw zapisuję pomysły, przerysowuję kompozycje, a dopiero potem przenoszę je na ceramikę. To mój niezbędnik twórczy – zestaw, bez którego nie wyobrażam sobie pracy.

Jak wygląda Pani proces twórczy – od momentu zaprojektowania wzoru do końcowego efektu?

Zazwyczaj wszystko zaczyna się od inspiracji. Coś mnie poruszy, zachwyci – czasem jest to podróż, czasem zdjęcie, a czasem po prostu kolor lub detal, który przyciągnie uwagę. Bardzo lubię książki o wzornictwie i o sztuce – zwłaszcza publikacje z londyńskiego Victoria & Albert Museum. Przeglądając je, często znajduję pomysły na nowe motywy. Inspirują mnie też prace innych artystów i projektantów -  m.in. wspomnianej wcześniej Fridy Kahlo, ale też innych np. Williama Morrisa i Williama de Morgana.

Obecnie tworzę głównie w technice reliefowego malowania szkliwami – i właśnie ten proces opisuję, bo w tej technice powstaje większość moich prac. Często projektuję wzór bezpośrednio na płytce lub talerzu, rysując ołówkiem odręcznie. Czasem najpierw robię szkic w szkicowniku lub na kalce, a dopiero potem przenoszę go na biskwit. Gdy wzór jest gotowy, zaczynam malowanie. Najpierw robię separację – ołówkiem wyznaczam kontury, a dopiero potem nakładam szkliwa.

Ten etap uwielbiam najbardziej. Malowanie szkliwami jest dla mnie niezwykle odprężające – często włączam muzykę albo dokument i po prostu wchodzę w rytm pracy. To proces, który potrafi trwać wiele godzin, czasem nawet kilka dni. I zawsze zostawia we mnie wspomnienia – pamiętam, czego wtedy słuchałam, co czułam, co działo się wokół. Każdy talerz ma swoją małą historię.

Gdy malowanie jest skończone, przychodzi czas na wypał. Trwa on około doby – to najdłuższy, ale też najbardziej ekscytujący moment, bo nigdy nie wiem do końca, jaki będzie efekt. Jeśli łączę techniki – np. reliefową z podszkliwną – to najpierw maluję podszkliwnie, potem nakładam kolorowe szkliwa i na końcu szkliwo transparentne. Na sam koniec szkliwię tył talerza, żeby całość była dopracowana. W przypadku płytek oczywiście nie ma takiej potrzeby.

I tak właśnie wygląda mój proces – od pomysłu do gotowej pracy. To droga pełna koloru, skupienia i emocji, ale też spokoju. Taka moja własna, ceramiczna medytacja. Każda praca to trochę historia o mnie – o tym, co akurat czułam, słuchałam, przeżywałam.

Azuliana - ceramika we wszystkich kolorach świata

i

Autor: Anna Polakowska-Kapica/ Archiwum prywatne

Dotychczasowe osiągnięcia i plany na przyszłość

Które z Pani projektów uważa za najbardziej znaczące w swojej karierze?

Myślę, że moimi największymi osiągnięciami są moje ostatnie prace – te, które powstały w technice reliefowego malowania szkliwami. Czuję, że właśnie w nich najbardziej odnalazłam siebie i swój styl. To są prace, w których tworzę już w pełni intuicyjnie, bez narzucania sobie ograniczeń. Są dla mnie najbardziej dojrzałe i najbardziej „moje” – twórczo i estetycznie.

Widzę też ogromną różnicę między moimi pierwszymi a obecnymi realizacjami w tej technice. Jestem perfekcjonistką, więc zauważam każdy detal – dziś te prace są po prostu lepsze technicznie, bardziej dopracowane, ale też bardziej świadome w formie i kolorze. Wzornictwo też się zmieniło – od dosłownych motywów przeszłam w stronę abstrakcji, która daje mi większą swobodę i możliwość wyrażenia emocji.

Ale tak naprawdę całą moją drogę traktuję jak proces dojrzewania – artystycznego i osobistego. Każdy etap był potrzebny: zarówno ten, w którym malowałam typowo portugalskie wzory, jak i ten, w którym tworzyłam kolekcję inspirowaną polskim folklorem. Nadal je lubię i potrafię do nich wrócić, jeśli ktoś sobie tego życzy. Wszystkie te doświadczenia składają się na to, kim jestem dziś jako twórczyni. Cieszę się, że ta droga była tak różnorodna, bo dzięki niej mogłam naprawdę odnaleźć siebie w ceramice.

Jakie ma Pani artystyczne plany  na przyszłość?

Mam w planie rozwój obu moich marek – zarówno warsztatowej Ceramika Azuliana, jak i artystycznej Azuliana Art. Chciałabym w przyszłym roku, najprawdopodobniej jesienią, zorganizować wystawę swoich prac. To moje duże marzenie i cel, do którego powoli zmierzam. Prace, które tworzę, traktuję jak formę sztuki – to nie są talerze użytkowe, ale dekoracyjne dzieła, które mają wyrażać emocje i estetykę. Chciałabym pokazać zarówno te reliefowe talerze, jak i obrazy ceramiczne z płytek.

Poza tym planuję dalszy rozwój mojej działalności warsztatowej. Chcę prowadzić więcej warsztatów, także w nowych technikach – mam już kilka pomysłów, ale na razie nie zdradzam szczegółów. Czasem moje plany są bardzo ambitne, a potem rzeczywistość przypomina mi, że doba ma tylko 24 godziny. (śmiech)

Marzy mi się także współpraca z różnymi instytucjami i miejscami kultury, które wspierają twórczość artystyczną i rzemieślniczą. Zwłaszcza w obszarze warsztatów poświęconych portugalskim, hiszpańskim czy meksykańskim płytkom – chciałabym dalej popularyzować tę sztukę w Polsce.

A przede wszystkim – chcę tworzyć. Szukać nowych szkliw, odkrywać ich możliwości, eksperymentować. To mnie najbardziej napędza i sprawia, że wciąż czuję radość z tego, co robię.

Azuliana - kolorowa ceramika Anny. Zdjęcia

Murowane starcie
Prawdziwa cegła czy imitacje? MUROWANE STARCIE
Murator Remontuje #2: Malowanie ścian
Murator Google News (desktop)
Źródło: Zmagając się z wypaleniem zawodowym, odkryła swoją pasję. Ceramika Anny nawiązuje do kolorowej tradycji Ameryki Południowej