Co roku ten sam scenariusz, czyli dlaczego moje wieńce adwentowe nigdy nie dotrwały do Wigilii
Znasz ten widok? Jest druga niedziela Adwentu, a Twój piękny, własnoręcznie robiony stroik zaczyna przypominać... smutną miotłę. Igły sypią się na obrus przy każdym najmniejszym ruchu, a kolor zmienia się z soczystej zieleni w ponury brąz. Przez lata myślałam, że to moja wina. Że może wybieram złe gałązki albo mam w domu za ciepło.
To frustrujące, bo wieniec adwentowy to przecież symbol oczekiwania. Powinien wytrzymać w nienagannym stanie przez pełne cztery tygodnie. Próbowałam wszystkiego: regularnego zraszania, a nawet wystawiania dekoracji na balkon, by zaznała nieco chłodu. Niestety, pielęgnacja, która miała ratować sytuację, była walką z wiatrakami. Problemem nie były moje umiejętności, ale fundament, na którym budowałam swój stroik adwentowy.
„To ułatwienie” okazało się pułapką
Robiąc stroik adwentowy zawsze sięgałam po gąbkę florystyczną. Wydawało mi się to logiczne. W końcu w każdym poradniku czytam, że jest łatwiejsza i wygodniejsza w obsłudze niż cokolwiek innego. Teoretycznie powinna też zapewniać nawadnianie, działając jak rezerwuar wody dla gałązek. Rzeczywistość zweryfikowała te obietnice... dość brutalnie.
Moje wieńce na gąbce, mimo zapewnień producentów, wysychały błyskawicznie. Gdy w końcu wyrzucałam suchy wrak do kosza, dodatkowo gryzło mnie sumienie. Gąbka florystyczna to w większości przypadków mikroplastik – jest całkowicie niebiodegradowalna. Zamiast naturalnej ozdoby, fundowałam sobie plastikową pułapkę, która nie spełniała swojej podstawowej funkcji.
Jak samodzielnie zrobić stroik adwentowy?
Wreszcie wiem, co działa! Nie pomyślałam o tym wcześniej
Wszystko zmieniło się, gdy w zeszłym roku trafiłam na warsztaty prowadzone przez doświadczoną florystkę. Zdziwiłam się, bo na stołach nie było ani kawałka zielonej pianki. Zamiast tego leżały tam proste, surowe krążki. Okazało się, że profesjonalny korpus wieńca adwentowego wykonuje się z prasowanej słomy, często owiniętej cienką fizeliną.
Dlaczego słoma? To genialne w swojej prostocie. Słoma jest materiałem naturalnym, który świetnie współpracuje z żywą zielenią. Ale najważniejsze usłyszałam chwilę później: ten niepozorny materiał dobrze chłonie wilgoć z otoczenia i oddaje ją gałązkom, tworząc specyficzny mikroklimat wewnątrz wieńca. To właśnie ten mechanizm sprawia, że jodła czy świerk nie zamieniają się w wióry po kilku dniach.
Jak zrobić wieniec adwentowy ze słomianym podkładem?
Bałam się, że bez gąbki sobie nie poradzę, że gałązki będą wypadać. Okazało się, że technika wiązania jest wręcz medytacyjna i znacznie solidniejsza. Aby stworzyć trwały wieniec na słomianym wianku, wystarczy trzymać się kilku prostych zasad:
- Przygotuj materiał: Gałązki muszą być miękkie i dość krótkie. Zbyt długie pędy będą odstawać i psuć kształt koła.
- Mocowanie: Nie wbijasz ich, lecz przykładasz. Gałązki mocuje się drutem (najlepiej na szpulce) dookoła podstawy.
- Technika: Układaj zieleń dachówkowato, jedna warstwa przykrywa mocowanie poprzedniej. Możesz użyć sznurko-drutu, jeśli chcesz uzyskać bardziej rustykalny efekt.
- Detale: Uważaj, by słomiany spód nie prześwitywał – to psuje estetykę. Pamiętaj też, by drut nie wystawał od spodu, bo porysujesz stół.
Efekt, który mnie zaskoczył. Ten wieniec adwentowy prezentuje się pięknie przez długie tygodnie
Różnicę zobaczyłam już w połowie Adwentu. Mój wieniec wciąż wyglądał tak, jakbym przyniosła go z lasu wczoraj. Dzięki temu, że słoma dobrze chłonie wilgoć, igliwie było sprężyste i pachnące. Co więcej, metoda wiązania na okrętkę pozwoliła mi uzyskać niesamowitą gęstość, której nigdy nie osiągnęłam, wtykając pojedyncze gałązki w gąbkę.
Stroik prezentował się na stole dostojnie i naturalnie. A ja czułam satysfakcję, że stworzyłam coś w duchu zero waste, wykorzystując to, co znalazłam podczas spaceru i biodegradowalną bazę.
Na koniec porada od starszej koleżanki – nie popełniaj tego błędu ze świecami. Ja prawie spaliłam obrus!
Na koniec muszę Cię ostrzec przed jednym błędem, który w przypływie euforii prawie popełniłam. Wieniec to nie tylko gałązki, to przede wszystkim 4 świece odpalane co tydzień. Nigdy, pod żadnym pozorem, nie stawiaj ich na wieńcu „luzem” ani na słabym kleju.
Raz jedna ze świec przewróciła się pod wpływem ciepła. Od tamtej pory stosuję żelazną zasadę: solidne mocowanie to podstawa bezpieczeństwa. Masz dwa wyjścia: Albo użyj specjalnych metalowych uchwytów na świece (tzw. talerzyków z kolcem) albo: zastosuj sztywny, gruby drut, wbijając go głęboko w świecę i w słomianą bazę. Pamiętaj tylko, aby druty nie wystawały od spodu wianka.