Zrobiłam sobie prezent. Dom w Falenicy

2009-12-02 1:00

Była sobota 14 sierpnia 2004 roku. Właśnie wróciłam z wyprawy w Himalaje. Byłam pełna wrażeń i nowych sił. Trzy dni później kupiłam w Falenicy dom, o jakim marzyłam…

Tak się zaczyna „dziennik budowy” Elżbiety Góry, w którym opowiada i ilustruje własnymi zdjęciami historię zakupu, remontu i urządzania swojego szczęśliwego miejsca do życia. Zapisała w nim jeszcze kilka innych intrygujących ją samą do dziś zdarzeń. Na przykład takie. Następnego dnia po obejrzeniu domu obudziła się z głębokim przekonaniem, że to jest to, czego szuka. Okazało się jednak, że w kolejce jest już dwóch chętnych. Na wszelki wypadek zostawiła właścicielce, pani Wiesi, karteczkę ze swoim nazwiskiem i telefonem. Po południu panią Wiesię odwiedził znajomy i zarazem przyjaciel zmarłego przed półrokiem ojca Elżbiety. Przeczytał leżącą na stole kartkę i powiedział: - Jeśli chcesz oddać dom w dobre ręce, to sprzedaj go jej. Formalności zajęły paniom dzień. Elżbieta nie wprowadziła się jednak od razu. Dom wymagał generalnego remontu, łącznie z wymianą dachu. Trochę to trwało, ponieważ nowa gospodyni postanowiła obmyślić wszystko sama od wyboru dachówki po kolor ścian i podłóg. Polegała na sobie, bo ma umysł ścisły, talent do biznesu i zmysł estetyczny.

Dobre rady

  • Wielkość domu dostosowałam do naszych rzeczywistych potrzeb. Obszerniejszy byłby droższy w eksploatacji. Wrażenie komfortowej przestronności stwarzają duże tarasy i okna dobrze doświetlające pomieszczenia.
  • Rekuperator z gruntowym wymiennikiem ciepła zamiast klimatyzacji. Jest to instalacja wentylacyjna, która wymienia powietrze w całym domu. Latem nawiewa chłodniejsze niż na zewnątrz, a zimą odwrotnie, nieco cieplejsze. Bez otwierania okien w domu jest zawsze czym oddychać, nie ma nieprzyjemnych zapachów ani wilgoci.

Sposób na ekipę remontową

Pewnego dnia, tuż przed końcem remontu, zastałam dom zalany. Świeżo wymalowane ściany pokrywały rdzawe liszaje. Z powodu złej izolacji woda zamarzła w rurach. Gdy odtajała, zaczęła płynąć z kranów, ponieważ nie były zakręcone. To nie jedyna katastrofa, jaką przeżyłam w trakcie remontu. Jeśli zdarzy mi się jeszcze budować dom, nie pożałuję pieniędzy na wynajęcie kierownika budowy, tzw. swojego człowieka, który cały czas będzie nadzorował pracę robotników, patrzył im na ręce.