ogród planetarny
Autor: zdjęcia Jon Reid / visitlondon.com JELENIE I JELONKOWATE Królewski Richmond Park w Londynie na tysiącu hektarów chroni m.in. siedliska wielkich chrząszczy jelonkowatych. Ale dziko żyje tu także 300 sztuk jeleni szlachetnych, do tego 400 gatunków grzybów (w tym rzadki błyskoporek płaczący nazwany tak dla czerwonobrązowych kropli na kapeluszu), dalej 700 gatunków ciem, 144 gatunki ptaków (skowronek, potrzos i kląskawka zwyczajna), 139 gatunków pająków

Ogród planetarny. Jak zieleń wokół domu zamienić w ekosystem na wzór dzikiej przyrody

2022-02-28 16:23 MMG

Co wiemy o kretach Babilonu, ważkach Wersalu czy wężach Alhambry? Współczesny ogrodnik coraz częściej upomina się o bohaterów drugiego planu. Architektka krajobrazu Maja Skibińska opowiada o projektowaniu zieleni w taki sposób, by wraz ze wszystkimi żywymi organizmami na danym terenie tworzyła sprawny ekosystem. Na wzór dzikiej przyrody.

DW: Jest takie mroczne opowiadanie Czechowa „Czarny mnich”, w którym właścicielka pięknego sadu ku obrzydzeniu narzeczonego rozgniata gąsienice palcami. W dzieciństwie słuchałam opowieści o polowaniu na krety łopatą. Co na to ogrodnik ekolog?

Maja Skibińska: Prawdopodobnie byłby oburzony. Taki ogrodnik wspiera różnorodność i inkluzywność, czyli akceptuje i przyjmuje wszystkich, którzy mają ochotę z jego ogrodu korzystać. Czuje się tym szczęśliwszy, im więcej gatunków roślin i zwierząt może w nim ugościć.

DW: „W publikacjach poświęconych ogrodom uparcie pomija się krety Babilonu, żuki Villandry, ważki Wersalu czy węże Alhambry” – stwierdził niedawno z żalem francuski botanik Gilles Clément.

M.S.: Gdy mówimy o ogrodach Alhambry albo Wersalu, patrzymy na nie jako na wytwory kultury, wówczas rzeczywiście to nie żuki i ważki będą głównymi bohaterami. Zresztą za czasów świetności tych historycznych założeń ogrodnictwo ekologiczne było wpisane w codzienność. Sytuacja zaczęła się zmieniać w XX w. wraz z mechanizacją uprawy ziemi. Coraz powszechniej i obficiej stosowano chemię, która miała wyeliminować chwasty, choroby roślin i szkodniki. Przyniosło to odwrotny skutek do zamierzonego. Zaburzenie równowagi ekologicznej powodowało nasilenie niekorzystnych zjawisk. Jednocześnie już w latach 20. XX w. pojawiło się ogrodnictwo ekologiczne – koncepcje ogrodów biodynamicznych, permakulturowych, holistycznych. W stechnicyzowanej wersji ogrodnictwa XX w. chodzi o wydajność, obfity plon lub reprezentacyjny wygląd przestrzeni ogrodowej. Zakłada się zatem hierarchię organizmów żywych, dzieli je na lepsze i gorsze. W wersji alternatywnej, proekologicznej, tej hierarchiczności nie ma, człowiek jest traktowany na równi z wszystkimi innymi istotami, a sam ogród – jako całość, żywy organizm. Patrząc z polskiej perspektywy, mieliśmy sporo szczęścia. Zamiast ogromnych gospodarstw istniały u nas mniejsze, bardziej zróżnicowane areały, często uprawiane tradycyjnymi metodami. Było dużo bioróżnorodnych siedlisk. Rzeki regulowaliśmy nieśmiało. Legendarna jest opowieść o wizycie delegacji japońskiej w Warszawie w latach 90. XX w. Zachwyciły ją łęgi nadwiślańskie, gąszcz roślin, zwalone pnie, bogactwo ptaków. I to w centrum stolicy! Pytali, ile to kosztowało, spodziewając się milionów wydanych na renaturyzację rzeki. Wniosek: tam, gdzie nie zagalopowano się w ujarzmianiu natury, łatwiej i szybciej można do niej wrócić.

ogród planetarny
Autor: serwis prasowy Gilles Clément STOPNIE DZIKOŚCI Dom własny botanika Gilles'a Clémenta, twórcy koncepcji ogrodu planetarnego, w La Vallée otoczony gęsto zarośniętym, półdzikim ogrodem

DW: Blisko ćwierć wieku temu Gilles Clément porównał świat do ogrodu planetarnego, w którym różne gatunki żyją w harmonii, a człowiek ogrodnik chroni różnorodność. Czy w świecie rządzonym przez algorytmy ta metafora jest wciąż nośna?

M.S.: Zwłaszcza teraz jest nośna i aktualna. Coraz wyraźniej zmagamy się dziś ze skutkami zmian klimatycznych, dlatego też dużo więcej dociera do naszej świadomości niż 25 lat temu, kiedy takie koncepcje były głównie domeną „zakręconych ekologów”. Szacunek dla przyrodyi współdziałanie z nią coraz bardziej przebijają się do głównego nurtu. Naście lat temu uczestnicy kursów pytali mnie, jak cichaczem usunąć drzewo, które zawadza w projekcie. Dziś pytają, jak przekonywać klientów, by drzew nie wycinali. Coraz częściej projektuje się, biorąc pod uwagę wszystkie uwarunkowania, tak by zespół organizmów żyjących na danym terenie tworzył sprawnie działający, odporny ekosystem. Mając dane na temat aktualnego stanu i sposobu funkcjonowania siedliska, roślinności, gleby, wód podziemnych i szeroko rozumianych użytkowników, także tych zwierzęcych, jesteśmy w stanie określić kierunek, w jakim powinien iść projekt zagospodarowania danego terenu. W czasach pandemii ta harmonia istot żywych jest szczególnie potrzebna – kontakt z przyrodą ma trudne do przecenienia walory prozdrowotne, wpływa na psychofizyczny dobrostan człowieka. A korzyści z takiego podejścia wykraczają poza profity pojedynczego użytkownika. Rozwiązania oparte na przyrodzie, tzw. Nature Based Solutions, oraz rozwiązania błękitno-zielonej infrastruktury uwzględniające małą retencję korzystnie oddziałują na lokalny mikroklimat, pozwalają ograniczać miejskie wyspy ciepła, sprzyjają bioróżnorodności, poprawiają bilans wodny. To ważne, bo Polska jest w grupie państw, którym grożą deficyty wody pitnej.

DW: Są na świecie parki projektowane według takich zasad?

M.S.: Tak, nawet w metropoliach. Wejście w strefę dzikości w mieście może być dużym zaskoczeniem. Lubię londyński Holland Park, to dobry przykład, który z takim podejściem pozwala się oswoić. Jest tam część uporządkowana, obejmująca m.in. ogród japoński, oraz duża powierzchnia dzikości z bogactwem roślin, w tym chwastów, np. bujnych pokrzyw wysokich aż do pasa. W Berlinie, na terenach dawnego torowiska, założono Gleisdreieck Park, opierając się na naturalnej sukcesji roślin, pozwalając, by natura przejęła obszary dawniej zurbanizowane. Świetnym przykładem jest berliński park Südgelände założony przez botanika i ekologa Ingo Kowarika. Można powiedzieć, że to park holistyczny w pełnym tego słowa znaczeniu. Niemcy mają świetne przykłady rekultywacji terenów poprzemysłowych. Najbardziej znany jest chyba Duisburg-Nord, projekt Petera Latza, gdzie na zanieczyszczonych terenach Zagłębia Ruhry, opuszczonych w 1985 r., wśród potężnych obiektów dawnej huty stali rozgościła się zieleń, w tym wiele rzadkich czy zagrożonych gatunków.

Ingo Kowarik Berlin ogród planetarny
Autor: serwis prasowy gruen-berlin.de NA TORACH Berliński Südgelände założony przez Ingo Kowarika na terenie dawnych torów kolejowych to park holistyczny w pełnym tego słowa znaczeniu

DW: Współtworzyła Pani koncepcję modernizacji warszawskiego parku Pole Mokotowskie, przygotowaną w pracowni WXCA. Czy to będzie pierwsza w Polsce tak kompleksowa i rozległa ekologiczna realizacja?

M.S.: Pole Mokotowskie to największy park w Warszawie, projekt koncepcyjny dotyczył ponad 66 ha. Na etapie konkursu przedstawiliśmy kompleksową strategię zmian, ich zakres robił wrażenie. Ale modernizacje terenów zieleni w tym duchu prowadzi się w wielu miastach, to jest mocny i ważny trend współczesnej architektury krajobrazu.

DW: Co na Polu się zmieni?

M.S.: Punktem wyjścia jest dobrze funkcjonujący, lubiany przez mieszkańców Warszawy park. Projekt stanowi wartość dodaną: park stanie się samoregulującym ekosystemem służącym wszystkim istotom, od bakterii glebowych po człowieka. W miejsce płytkiego, betonowego, tylko okresowo działającego zbiornika wodnego powstanie żywy, obsadzony roślinami zbiornik całoroczny. Architekci zaprojektowali efektowne pawilony parkowe. Uporządkowane zostaną strefy wejściowe, których bardzo brakuje. Zaaranżowano strefy brzegowe, co ułatwi funkcjonowanie w głośnych miejscach, położonych blisko ruchliwych ulic, przearanżowana została aleja główna. Miejsca zabaw dla dzieci będą ciekawsze i bardziej zielone.

DW: A jak będzie tam wspierana bioróżnorodność?

M.S.: Celem było stworzenie bogatych i stabilnych zbiorowisk roślinnych. Będą one potrzebowały minimalnej pielęgnacji, a poprzez swoją strukturę utrudnią rozwój roślinom inwazyjnym. Spora część parku została zaaranżowana jako tak zwany krajobraz biocenotyczny umożliwiający swobodne gromadzenie się materii organicznej w podłożu. Rozszerzone zostaną strefy, gdzie pielęgnacja będzie mocno ograniczona lub zaniechana. Zaprojektowano strefy buforowe oddzielające te „ostoje przyrody” od pozostałych terenów. Obecność starych dziuplastych drzew oraz martwego drewna będzie korzystna dla wszystkich zwierzęcych mieszkańców parku. Dobory roślin w znacznej mierze były oparte na gatunkach rodzimych dostosowanych do charakteru parku, lokalnych warunków siedliskowych. Wybieraliśmy te, które stanowią pożytek dla zwierząt, czyli są ważnym dla nich siedliskiem życia oraz bazą pokarmową. Chcieliśmy, by projektowane nasadzenia sprzyjały już zadomowionym mieszkańcom parku oraz zachęcały nowe owady, płazy, ptaki oraz ssaki do wprowadzenia się. Na przykład aranżacja nasadzeń przy projektowanych zbiornikach wodnych sprzyja płazom, których teraz jest w parku bardzo mało. Inwentaryzację przyrodniczą sporządzili dla nas społecznie eksperci pod wodzą profesora Macieja Luniaka oraz ornitologa Pawła Pstrokońskiego. Była to świetna baza do pracy projektowej.

DW: A można mieć podobny ogród przy własnym domu?

M.S.: Oczywiście. Niektóre rozwiązania sprawdzą się nawet na balkonie! Zawsze dobrym pomysłem jest aranżacja rabaty dla zapylaczy, atrakcyjnej w sezonie wegetacyjnym dla pszczół, trzmieli, motyli, ciem i chrząszczy. Można poeksperymentować z wyniesionymi rabatami, które wspaniale gromadzą wodę i ułatwiają życie roślinom. Warto zostawić fragment ogrodu naturze, pozwolić mu zdziczeć, nie uprawiając, zgodzić się na martwe drewno w ogrodzie. Ogrodnictwo ekologiczne to kontrolowana utrata kontroli. Wybierajmy więc rośliny, które lepiej sobie poradzą w danych warunkach, zamiast tak zmieniać warunki, by rosło to, co nam się podoba. Stawiajmy na gatunki rodzime oraz jak najwięcej form zieleni, pamiętając o krzewach, pnączach i nieszczepionych drzewach. Dobrze jest pamiętać o allelopatii, czyli wzajemnych roślinnych sympatiach i antypatiach, zebranych w wygodnych tabelach dostępnych w internecie. Wszędzie też, nawet na balkonie, można znaleźć miejsce na kompostownik. Zamiast kupować specjalne urządzenie do usuwania z ziemi mniszków lekarskich, można zebrać ich młode liście i zrobić sałatkę. Inspiracji mogą dostarczyć Łukasz Łuczaj oraz liczne blogi i książki dotyczące dzikich roślin jadalnych. Chwasty dziś są na potęgę rehabilitowane, docenia się ich walory użytkowe i estetyczne. Warto też zbierać deszczówkę do podlewania roślin, budując stawy retencyjne, ogrody deszczowe lub niecki infiltracyjne. Wykorzystywanie deszczówki do podlewania roślin to oprócz ekologii także oszczędność. Wsparciem mogą być materiały instruktażowe dostępne na stronie Fundacji Sendzimira. Uaktualniłam wyliczenia tej fundacji z 2014 r. i wychodzi na to, że obecnie roczny koszt podlewania wodą pitną 300 metrów kwadratowych ogrodu w woj. mazowieckim to około 8500 zł. W innych częściach kraju może być nawet drożej. Wraca się też obecnie do oprysków z czosnku i innych naturalnych śmierdziuchów, do nawożenia gnojówką z pokrzyw, skorupkami jaj.

DW: Czy taki trochę zachwaszczony ekoogród będzie dużym wyzwaniem dla naszego poczucia estetyki?

M.S.: Jeśli chodzi o ogrody prywatne, to w Polsce wciąż najlepiej się przyjmują tzw. rozwiązania z górnej półki, bardzo zaawansowane, efektowne i kosztowne. Ale zmiany pod tym względem dokonują się bardzo szybko i dużą rolę odgrywają tu samorządy miast, wprowadzając proekologiczne, zielone rozwiązania do przestrzeni publicznej. Dużo dobrych rzeczy dzieje się w Poznaniu, Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Lublinie i innych miastach. Łąki kwietne przy ulicach to już element mainstreamu. Koszenie trawników, kiedyś dowód dbałości o miejską zieleń, dziś ze względów ekologicznych wykonywane jest dużo rzadziej, przyuliczna „dzikość” cieszy oko i płuca. Ale czy uroda chwastów zacznie być powszechnie doceniana, nie wiem, choć mam taką nadzieję. Ważne jest edukowanie, zachęcanie do poznawania i uznawania dzikości, dostrzegania piękna i korzyści, jakie nam daje nieujarzmiona przyroda.

MAJA SKIBIŃSKA
Autor: [dw-issue-generator]

MAJA SKIBIŃSKA, architektka krajobrazu, projektantka, edukatorka i badaczka przestrzeni publicznej. Od 14 lat współpracuje z Aleksandrą Wiktorko-Rakoczy. Kieruje studiami podyplomowymi na SWPS „Sustainable design – współczesna architektura krajobrazu”, wykłada w Pylon Home & Garden.

Rozmawiała Maja Mozga-Górecka. Wywiad ukazał się w miesięczniku Dobre Wnętrze 07/2021. więcej na dobrewnetrze.urzadzamy.pl