Ferruccio Laviani
Autor: Simone Segalini/Studio Laviani Ferruccio Laviani

Ferruccio Laviani – wielki projektant, skromny człowiek

Ferruccio Laviani, jeden z najsłynniejszych projektantów na świecie, udzielił ekskluzywnego wywiadu magazynowi Dobre Wnętrze podczas targów MOOD Concept w Warszawie. Z wybitnym twórcą rozmawialiśmy o pracy dla prestiżowych marek wnętrzarskich i modowych, zaraźliwym baroku, prototypach w salonie, radykalnych ideach grupy Memphis, o tym, co robił w warsztatach La Scali, i ucieczkach z Mediolanu.

Iwona Ławecka-Marczewska: Od 1991 roku jesteś dyrektorem artystycznym firmy Kartell, ale prowadzisz też własne Studio Laviani. Jak to godzisz?

Ferruccio Laviani: Gdy już pracowałem w Kartellu, firma stwierdziła, że potrzebuje kogoś, kto zatroszczy się o całość. Dbałem o markę Kartell, ale byłem też dyrektorem artystycznym Foscarini czy Flosa, dla którego pracowałem przez 10 lat. Jednocześnie projektowałem dla tych firm. Gdy jest się zaangażowanym w cały proces, zna wszystkich, łatwiej doprowadzić do powstania produktu, który odpowiada potrzebom firmy. Praca dla marki Kartell jest bardzo interesująca, ale to nie całe moje życie. Projektuję sklepy, współpracuję z różnymi firmami, np. produkującymi tekstylia do domu. Moje związki z modą to nie tylko realizacje dla Dolce & Gabbana, ale też np. dla Piombo, nowego włoskiego brandu dla mężczyzn. Projektowałem także dla Missoni. Lubię robić wystawy, pokazy. Z wykształcenia jestem architektem – swój zawód wykorzystuję w różny sposób.

Iwona Ławecka-Marczewska: Czy bycie architektem pomaga w projektowaniu mniejszych form?

Ferruccio Laviani: Gdy byłem studentem, określenie „designer”, w dzisiejszym znaczeniu, jeszcze nie funkcjonowało. Architekci, nie tylko włoscy, że przywołam choćby Eamesów, projektowali produkty dla przemysłu. Obecnie są specjalne kierunki uczące wzornictwa przemysłowego, kiedyś tak nie było. Gdy projektuję duże obiekty handlowe, związki z architekturą są silniejsze, ale gdy tworzę przedmioty, także wykorzystuję to, co umiem jako architekt. Te dwie dziedziny wchodzą w interakcje, co czyni moją pracę mniej nudną, bo projektowanie cały czas lamp byłoby nużące. Jestem także grafikiem. Idee, które pojawiają się w mojej głowie, gdy pracuję jako grafik, wykorzystuję w designie, a pomysły z wzornictwa przechodzą do architektury.

Iwona Ławecka-Marczewska: W Polsce najbardziej znana jest twoja lampa „Bourgie”. Jak sądzisz, co uczyniło ją tak popularną i rozpoznawalną?

Ferruccio Laviani: Właściwy obiekt powstał we właściwym czasie. Miałem ogromne wsparcie ze strony firmy Kartell, która wtedy na powrót stała się wielka. Era minimalizmu dobiegała końca. Na początku nowego milenium ludzie chcieli czegoś bogatszego. „Bourgie” była czymś w rodzaju żartu – z jednej strony burżuazyjna, a z drugiej nowoczesna, ze względu na użyty materiał i technologię wykonania.

Iwona Ławecka-Marczewska: Byłeś członkiem słynnej grupy Memphis. To doświadczenie musiało zaważyć na twojej twórczości.

Ferruccio Laviani: Ten okres był dla mnie, dla mojego backgroundu bardzo ważny. Nauczyłem się używania koloru,wzoru, swobody w kształtowaniu obiektów. Jednocześnie nie można zapominać o doświadczeniach, które zdobyłem, pracując z Achille Castiglionim – całkiem innych. Spotkało mnie wielkie szczęście, że z jednej strony miałem styczność z nieco szalonymi, radykalnymi, wręcz ekstremalnymi ideami grupy Memphis, a z drugiej z Achille Castiglionim, tak skupionym na produkcie. Ślady tych wpływów widać we wszystkich moich produktach z tamtych lat. Dzięki nim, gdy zacząłem samodzielnie projektować, zyskałem całkowitą wolność. Jedyne, co mnie ograniczało, to brief od firmy. Na początku mojej drogi zetknąłem się z całkowicie różnymi szkołami, dzięki temu mogłem wykreować własną wizję.

Iwona Ławecka-Marczewska: Czy życie prywatne ma wpływ na twoje prace? Czy czerpiesz z niego inspiracje?

Ferruccio Laviani: Nie, ale gdy zaczynam projektować jakąś rzecz, zwykle myślę o tym, czy ją lubię, czy nie, czy znalazłaby miejsce w moim domu, czy też nie. Czy to jest przedmiot, którego potrzebuję, a jeśli nie, to czy mimo wszystko chciałbym go posiadać? Konsultuję się z samym sobą. Pierwszy sprawdzam, czy coś działa, czy nie. To, co projektuję, nie jest osobiste, ale punktem wyjścia zawsze jest moja prywatna opinia.

Iwona Ławecka-Marczewska: Przez lata współpracowałeś z duetem Dolce & Gabbana. Jak wspominasz ten czas?

Ferruccio Laviani: Dla marki Dolce & Gabbana pracowałem 14 lat. Nad wszystkim: koncepcjami sklepów, pokazów mody, projektami prywatnych domów, restauracji w Mediolanie etc. Przestrzenie handlowe dla branży fashion są inne niż dla wzornictwa. Bardzo lubię te różnice. To są odmienne punkty widzenia – i różne budżety. Wciąż mam dobry kontakt ze Stefano i Domenico. Już nie pracujemy wspólnie nad ich sklepami, ale w zeszłym roku projektowałem dla nich bardzo ważny pokaz haute couture w Mediolanie, który odbywał się w miejscu, gdzie powstają scenografie i kostiumy do przedstawień La Scali, oraz drugi w Palermo, w aż ośmiu lokalizacjach. Chętnie robię pokazy, bo pracę nad nimi można porównać do tworzenia scenografii, wystaw. Współpraca z duetem Dolce& Gabbana oddziaływała na moją kreatywność w designie. Wpływ Domenico i Stefano widać między innymi we wspomnianej wcześniej lampie „Bourgie”, bo przecież barok jest częścią DNA marki Dolce& Gabbana.

Iwona Ławecka-Marczewska: Czas na pytanie, które zadaję wszystkim słynnym designerom.

Ferruccio Laviani: Ja nie jestem tak sławny. (śmiech)

Iwona Ławecka-Marczewska: Jak wygląda twój dom?

Ferruccio Laviani: Jest bardzo normalny, bardzo prosty. Mam w nim meble własnego autorstwa, nie dlatego, że chciałem zrobić z domu showroom, ale ponieważ mogłem je kupić za pół ceny bezpośrednio od producentów, bo były prototypami. Wyposażenie to miks różnych rzeczy, niektóre pochodzą z domu rodziców.

Iwona Ławecka-Marczewska: Budynek jest nowy czy stary?

Ferruccio Laviani: Z lat 70. XX w. Wcześniej często się przeprowadzałem – a to do loftu,który miał trzy tysiące metrów kwadratowych, to znowu do bardzo mieszczańskiego domu. Mieszkam w Mediolanie, ale gdy tylko mogę, wyjeżdżam na weekend z miasta, dlatego dom to w zasadzie miejsce, do którego wracam wieczorem, żeby się przespać. To niezbyt dobrze zabrzmi, ale prawdopodobnie moim domem jest bardziej biuro. Ludzie, przychodząc do mnie, oczekują, że dom będzie spektakularny, że znajdą w nim wiele designerskich przedmiotów, a w rzeczywistości jest zwyczajny. Urządzając go, nie miałem żadnej konkretnej strategii ,to nie był mój kolejny projekt. Skupiłem się jedynie na rzucie. W małym domu zaplanowałem bardzo duży salon, bo to w nim głównie toczy się życie. Nie potrzebuję np. ogromnej łazienki. Dziwię się tym, którzy w 19-metrowych kawalerkach robią pokoje kąpielowe z miejscem do ćwiczeń. Mój dom niczym szczególnym się nie wyróżnia, ale czuję się w nim komfortowo.