Tony błękitu

2019-01-09 12:59

Dla Danuty wałbrzyskie mieszkanie jest azylem, do którego wstęp mają tylko bliscy. Mimo to mogliśmy zajrzeć do niewielkiej, pełnej pamiątek kuchni. Małym kosztem udało się tu stworzyć sielankowy wiejski klimat dzięki bogatej wyobraźni córki, Sandry.

błękit
Autor: Piotr Mastalerz Choć można się tu poczuć jak na wsi, mieszkanie znajduje się w bloku. Jego wygląd to efekt współpracy z córką, Sandrą, pasjonatką dekorowania wnętrz i wielbicielką DIY, prowadzącą blog Sandrynka.pl.

Danuta, dawniej pracownica banku, na emeryturze przeprowadziła się do małego mieszkania, by stworzyć przytulne gniazdko, w którym czas może spędzać na pielęgnowaniu roślin, szyciu i szydełkowaniu.
Moje Mieszkanie: Trudno było Cię namówić na udział w sesji.
Danuta: Nie sądziłam, że moje skarby i skromna kuchnia są warte pokazania. Córka, która pomaga mi stopniowo upiększać każdy zakątek i oswajała z odważnymi zmianami, przekonała mnie, że to będzie miła pamiątka naszych dokonań.
MM: Czy do odważnych zmian zaliczasz zdecydowaną kolorystykę?
Danuta: Tak. W mojej poprzedniej biało-drewnianej kuchni błękit był tylko dodatkiem, chociaż uwielbiam wszystkie jego odcienie. Teraz zostałam właścicielką niebieskich szafek, a nawet zgodziłam
się na przemalowanie lodówki.
MM: Tematy Twoich kolekcji są różnorodne. Od szkła przez porcelanę po figurki i wreszcie – tkaniny. Od czego się zaczęło?
Danuta: Zaczęło się od przekory. W czasach, kiedy wszyscy zbierali kryształy, ja poszukiwałam gładkiego szkła. Systematycznie powiększałam zbiór dokupując co miesiąc nową butelekę, kielich czy
wazon. Pierwszego anioła dostałam w prezencie. Często temat kolekcji jest dziełem przypadku – coś łapie za serce i chce się więcej.
MM: Jak udało się zmieścić tyle rzeczy na małej powierzchni?
Danuta: Nie było łatwo. Konieczna była ostra selekcja i rezygnacja z wielu przedmiotów, do których byłam przywiązana. Te, które zostały, robią teraz większe wrażenie.
MM: A jak stałaś się rodzinną krawcową i projektantką ubrań?
Danuta: Szyć nauczyłam się od mamy. Kiedy niczego nie można było kupić, przerabianie ubrań czy samodzielneich wymyślanie było na wagę złota. Ja zawsze miałam oryginalne stroje.