Cenię umiar ze szczyptą fantazji

2020-01-10 10:55

Joanna Dziewicka niczego już nie zbiera, choć robiła to z upodobaniem przez lata. Nadmiar rzeczy wyzwolił w niej skłonność do umiaru. Gdy schowała większość z nich, poczuła ulgę i jeszcze bardziej polubiła swoją kuchnię

Cenię umiar ze szczyptą fantazji
Autor: Piotr Mastalerz Kuchnia Joanny jest dwukolorowa: tylko biel i naturalne drewno. Konsekwencja godna podziwu, robiąca doskonałe wrażenie.

Joanna studiowała psychologię rynku, co przydało się jej w prowadzeniu własnej firmy szyjącej lalki i ubranka dla dzieci. W związku z pracą męża sporo też podróżowała po Polsce i świecie. Dziś porzuciła pasje kolekcjonerskie i z największym oddaniem zajmuje się wychowywaniem dzieci. Śmieje się, że starczy jej zajęcia jeszcze na długo.
MM: Podobają mi się Twoja kuchnia i dom. Czuje się tu spokój i harmonię.
Joanna: O taki efekt mi chodziło. Przez kilka lat mieszkałam w Turcji, gdzie wszystko jest inne – światło, kolory, zapachy. Bardzo intensywne i emocjonalne,
jaskrawe. Po powrocie do Polski pragnęłam wyciszenia. Chciałam, by moje najbliższe otoczenie było wytchnieniem dla oczu.
MM: I co zrobiłaś?
Joanna: Schowałam głęboko wszystkie kolorowe naczynia i wzorzystą ceramikę, które zdobiły moją turecką kuchnię. Postawiłam na drewno, biel i szkło. Z kolorów zostawiłam tylko dywany.
MM: Wszystko dobrałaś z niezwykłym smakiem!
Joanna: Nauczyłam się tego od mamy. Przez lata obserwowałam, jak urządzała nasz rodzinny dom na Warmii. To magiczne miejsce i tam też szukałam inspiracji i... mebli.
MM: Sama je znajdowałaś i odnawiałaś?
Joanna: No nie. Na Warmii poznałam pewnego pana, który zajmował się renowacją drewna. To on znalazł dla mnie większość sprzętów, potem z pietyzmem je odrestaurował. Kąpał w chemikaliach, skrobał, polerował, na koniec woskował. Wyglądają idealnie, a są naprawdę stare. Zarówno wiejskie, jak i mieszczańskie meble pasują do mojego domu.
MM: Nie korciło Cię, żeby do tych mebli kupować dawną porcelanę i inne stylowe elementy wyposażenia?
Joanna: Oczywiście, że tak. Bazar na Kole był moim ulubionym miejscem sobotnio--niedzielnych spacerów, zawsze wracałam z jakąś zdobyczą. Co chwilę zbierałam coś innego (kieliszki, karafki, świeczniki). Duży rozdział stanowiły zegary ścienne – obwiesiłam nimi cały dom. Ale w pewnej chwili zrobiło się tego za dużo, a i mój zapał jak zwykle minął. Teraz chętnie bym się tego pozbyła.
MM: Mogłabyś otworzyć sklep z niechcianymi nabytkami.
Joanna: Towaru starczyłoby na długo. Jednak teraz całą uwagę poświęcam dzieciom i domowi.
MM: Zauważyłam, że stonowane kolory i zamiłowanie do prostoty nie oznaczają u Ciebie minimalizmu.
Joanna: Zimny minimalizm to nie moja bajka. Lubię pewien rodzaj nienachalnej dekoracyjności. Cenię umiar z odrobiną fantazji.