Szczęśliwy los

2015-09-09 16:47

Nomen omen, nazwa ulicy, przy której mieszkamy, Loteryjki, przyniosła nam szczęście – mówi pani domu, Anna. – W budynku po szwalni stworzyliśmy miejsce pełne spokoju i światła. Żyjemy tu w zgodzie ze sobą i naturą

Loteryjki
Autor: Radosław Wojnar Dom Anny i Tomasza przypomina trochę patchwork. Łączy dwie rodziny i… różne wątki stylistyczne. Jednak dzięki naturalności, z którą właściciele zestawiają stare z nowym, odziedziczone z kupionym oraz rzeczy nawiązujące do stylu retro ze współczesnymi, całość jest harmonijna i pełna uroku.

Szczęśliwy los związał Annę oraz Tomasza ponad 10 lat temu i najważniejsze dary pomnożył przez trzy. Oboje mają dorosłe dzieci z poprzednich małżeństw, Tomek – trzy córki: Julię, Karolinę i Paulinę, Ania zaś – trzech synów: Antoniego, Andrzeja i Franciszka. Cieszą się już też z trojga wnucząt: Anieli, Janiny i Konstantego. W domu mieszkają także trzy psy: Lusia, Maryla i Lula. – Widać trójka to nasza cyfra – żartuje Ania. – Jeśli dodać do tego nazwę naszej ulicy, Loteryjki, to… wygraliśmy szczęśliwy los na loterii życia. Nie mogłam tego zlekceważyć i swoją firmę cateringową nazwałam Loteryjki48.pl, kierując się adresem. I chyba dobrze zrobiłam, bo zamówień, odpukać, mi nie brakuje – kończy ze śmiechem. Wielką pasją Ani zawsze było gotowanie, a niedawno postanowiła w ten sposób zarabiać. Otworzyła swój biznes, który stale się rozrasta.

Apartament w szwalni

Budynek z lat 60. XX wieku pierwotnie był dużym warsztatem z małym mieszkaniem. Tomasz kupił go w latach 90. i otworzył szwalnię. Z czasem interes przestał być opłacalny, więc powoli ograniczał część „roboczą”. Gdy postanowili zamieszkać tu razem, konieczna była modernizacja. Wnętrza nie miały charakteru industrialnego, który narzuciłby sposób wystroju, oboje więc uznali, że należy wykorzystać jego atuty, m.in. dużą otwartą przestrzeń
i mnogość okien, lecz zaaranżować ją tak, by powstało miejsce klimatyczne, łączące gusty domowników.

Dwa czasy

Pomysł na wnętrze pojawił się szybko – opowiada Anna. – Oboje lubimy stare meble, oboje też mieliśmy wiele rzeczy z poprzedniego życia, których nie chcieliśmy się pozbywać. Połączyliśmy więc wspólną teraźniejszość z przeszłością, a symbolizują to rzeczy nowe i stare, robione specjalnie dla nas, kupione na pchlim targu i te wniesione „w posagu”. Dzięki temu nasze życie i dom są harmonijne. Nic nie udają i odzwierciedlają nasze historie, potrzeby i upodobania.