Karina i Tomasz Witkowscy: Piszę życie marzeniami - MM 6/16

2016-05-09 15:52

Zaczęło się niewinnie od… namalowania kafli na ścianie – mówi Karina Witkowska z Bodzanowa. – Uznaliśmy, że ręczne wyrabianie i malowanie prawdziwych kafli to świetny pomysł! I… tak zmieniliśmy życie od A do Z!

Moja pasja, którą zaraziłam też męża, nie wzięła się z niczego. Skończyłam Wydział Malarstwa ASP w Warszawie i wszelkie artystyczne klimaty oraz działania były mi bliskie. Z Tomkiem przypadkowo spotkaliśmy się w czasach studenckich i zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Potem było już tylko lepiej. (śmiech) Kochaliśmy podróże, naturę, sztukę i to nas uskrzydlało – marzyliśmy i krok po kroku dążyliśmy do celu.

Najważniejszy projekt

Nasze życie zmieniło się za sprawą kafelków, a raczej… ich braku! Płytki nad blatem w kuchni były okropne i chcieliśmy je zmienić, lecz kolejne wizyty w marketach budowlanych kończyły się rozczarowaniem. Sztampa i nuda! A nam się marzyły oryginalne, kolorowe… Wpadliśmy więc na pomysł, by pomalować te stare! Proste, tanie, łatwo będzie ścianę z płytkami przemalować, jeśli coś nie wyjdzie. A że czasochłonne i wymaga wprawy? To nic! Przecież skończyłam wydział malarstwa! Płytki w widoki miast, w których byliśmy, wyszły rewelacyjnie, odwiedzający nas goście byli zachwyceni… Przyszło nam do głowy, że jest nisza na rynku – piękne kafle będące alternatywą dla marketowej oferty. W naszym mieszkaniu jeden pokój stał się pracownią i tak powstał pierwszy projekt – ceramiczne kafle z miastami. Chwyciło! Wkrótce stało się jasne, że nie damy rady realizować tylu zamówień z pracownią w bloku na czwartym piętrze i to bez windy! Trzeba było rozejrzeć się za innym lokum. Wieczorami siadaliśmy na balkonie i rozmawialiśmy co dalej, czy to, co teraz mamy to szczyt marzeń, czy chcemy czegoś więcej. Nagle eureka – ucieczka na wieś! To było trudne, ponieważ my mieliśmy pracę, dzieci – szkołę, tu każde z nas miało przyjaciół, tu była rodzina, wszystko było na wyciągnięcie ręki. Ale… ciągnęła nas natura, przestrzeń, wolność.  

Koronkowa robota

Po dwóch latach balkonowych marzeń ruszyliśmy w Polskę szukać domu z duszą i historią. Przez rok weekendami krążyliśmy po kraju, aż trafiliśmy do Bodzanowa, gdzie urzekł nas dom z 1918 r.: wielki, z czerwonej cegły i ze stajnią obok. Wyremontowaliśmy ją w pierwszej kolejności, bo miała nam dać utrzymanie, potem zajęliśmy się domem. Tomek wyrabia glinę, formuje z niej płytki, umywalki, abażury, misy i inne cudeńka, a ja ubieram je w kolory i wzory. To wszystko ciężka robota, ale też i zabawa. Jesteśmy szczęśliwi, bo robimy to, co kochamy, a do tego w codziennym życiu towarzyszy nam śpiew ptaków, zapach trawy, szum strumienia – to bezcenne!