Malowany kredens
Kredens „z urodzenia” był w innym kolorze. Po przemalowaniu wypełniły go naczynia w ukochanych barwach. Czarny imbryk nie pasował do tego grona, więc zyskał czerwonawe paski. Maluję, szyję, a przede wszystkim filcuję w swojej pracowni, którą mąż pomógł mi urządzać. Spędzam w niej wiele godzin dziennie, odkąd rękodzieło stało się także moją pracą. Rok temu, na początku lata, zapowiedziałam więc córkom przyzwyczajonym do mamy-nauczycielki, że nie będę miała wakacji, na co młodsza Lena odpowiedziała: „Mamo, przecież ty w swojej firmie przez cały rok masz wakacje!”. No tak, robię, co kocham, więc właściwie mam stale urlop. Codziennie biegam więc po schodach do pracowni, od rana do wieczora szyję, filcuję, a godziny mijają mi błyskawicznie, jak to na wakacjach…